
Judith W. Taschler „Nauczycielka”
Jakoś odnalazłam się w tym chaosie zgotowanym przez Judith W. Taschler , jednak nie ukrywam rozczarowania. Gdybym miała oceniać książkę jako „fascynujący thriller psychologiczny”, to nie wiem czy dałabym jedną gwiazdkę. Tyle w niej było thrillera, co kot napłakał.
Nie ukrywam, że nie podobały mi się przeskoki między: „E-maile wymieniane przez Matyldę i Xawera, zanim się spotkali”, „Matylda i Xawer spotykają się po szesnastu latach”, „Matylda opowiada historię Xawerowi”, „Matylda i Xawer”, „Xawer od nowa opowiada historię Matyldzie”, „Matylda opowiada Xawerowi prawdę”. Dużo było fantazjowania, pielgrzymki w rodzinne przeszłości, wątki starania się o dziecko i równocześnie chęć zaistnienia w świecie literackim w gronie wybitnych pisarzy, do tego pasmo niewierności, kłamstwa…
I znów nie wiem, czy to była historia o Matyldzie (było mi jej żal), czy może jednak o Xawerze. Zraniona kobieta mimo wszystko kocha, latający z kwiatka na kwiatek i nie umiejący trzymać zapiętego rozporka facet, o dziwo, też kocha, jednak podejmuje kiepskie decyzje, podobnie jak czynił to jego pradziad.
Książka zaczynała się ciekawie, jednak potem coś się popsuło i robiła się nużąca (chyba najbardziej we fragmentach Xawerowych i wypowiadanych jego słowami).
Dopiero zagadka Jacoba nieco mnie ożywiła, bo przez chwilę nie wiedziałam w czyje słowa wierzyć, a to przyjemne uczucie, które towarzyszy podczas czytania dobrych kryminałów.
Nie mogło być jednak zbyt pięknie i według mnie końcówka jest potraktowana po macoszemu. Stękanie piętnastolatki nie jest dla mnie ukoronowaniem tej, chyba można tak powiedzieć, dramatycznej historii.