„Ludzie w nienawiści”, czyli otwarcie trylogii grobiańskiej

Krzysztof A. Zajas „Ludzie w nienawiści”, I tom trylogii grobiańskiej

Na horyzoncie zalegał zmierzch. Samoloty w srebrnych zbrojach krzyżowały miecze smug w śmiertelnej walce o gasnące przestworza. Zachodzące na czerwono słońce rozsmarowywało na ich białych ostrzach krew.

Dawno nie czułam takiej ekscytacji podczas czytania książki! To prawdziwie różowy mentos, którego ssie się z nieskrywaną przyjemnością, nie chcąc, żeby się skończył, ponieważ dostarcza tak wiele emocji, że dobrnięcie do końca pozostawia tęskny niedosyt. Kunszt językowy, świetna intryga, plastyczne opisy i wiele niebanalnych porównań… ach, REWELACJA!

Patrząc na wrześniowe nowości zobaczyłam książkę „Ludzie w nienawiści” Krzysztofa A. Zajasa, który rzekomo porywał się na kryminał okołokrakowski. Rozczarowana kilkoma przygodami z po macoszemu potraktowanym regionem, nie spodziewałam się fajerwerków. A tu taka bomba! Taki wybuch już od pierwszych wersów! Magnes, który przyciąga na długo!


Świetnie opisane postacie, każda ma swój niepowtarzalny charakter, który autor przedstawił i trzymał się go do końca; Magiczny Kraków, ale nie jako hasło reklamujące miasto, ale poprzez wycieczki policyjnym radiowozem, czy służbowym passatem, a niekiedy tylko przez okno komendy na Mogilskiej. Spacerując w smogu, podczas wizyt u Krzyckiego na Starowiślnej wszystko miało jakby inny wymiar. Również przy wycieczkach na żydowski Kazimierz nie zabrakło uchwycenia specyfiki tego miejsca. I nasz cudowny podwawelski balon – on także miał swoją rolę w tej historii. A w tym wszystkim niebanalne śledztwo, wykreowana postać Mściciela i cała groza towarzysząca świniarni.
Tylko zastanawiam się, czy na pewno Krzycki mnie urzekł, czy może Bałyś…? bo ten blondynek był przeuroczy! Do tego świetnie gotował! 😀 Zdecydowanie ten policyjny duet wzbudzał moje pozytywne emocje i żałuję, że muszę się z nimi na chwilę rozstać…

Pociesza mnie perspektywa, że to pierwszy tom trylogii, bo do takich książek z chęcią się wraca.

Jedno jest pewne, to zdecydowanie NIE BYŁO „monotonne jak naleśniki z dżemem na obiad przez trzy tygodnie z rzędu” i mimo prawie sześciuset stron ani przez chwilę nie powiało nudą.

(Wyczuwam lekką inspirację serialem „Glina” (swoją drogą bardzo lubiłam przygody Gajewskiego i Banasia 😉 ).

Więcej takich książek, więcej! Panie Zajas, chciałabym umieć pisać tak jak Pan! 🙂

  • Nie znam twórczości tego Pana, ale teraz bardzo chcę poznać 🙂 Mam nadzieję, że i mnie będzie towarzyszyła tak wielka ekscytacja podczas lektury tej książki 😉
    Kolejny tytuł ląduje na mojej liście, ciekawe czy kiedyś w ogóle ją ogarnę ;))

    • Stworek vel Oka

      Oj tak, sama mam tak ogromną listę lektur, że nie wiem, czy starczy mi życia, żeby wszystko przeczytać („duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe” :P). 🙂
      Zdecydowanie jednak Zajas godny jest uwagi, bo mało się o nim mówi, a kawał dobrej literatury o smaku kryminalnym zaserwował. 🙂