
Nele Neuhaus „Żywi i umarli”, VII tom serii
Z góry uprzedzę, że jeśli ktoś się chce zabierać za te przygody Pii i Olivera, to może na dobre zapomnieć o otaczającym świecie, jedzeniu i piciu, a nawet siku będzie robione w tempie ekspresowym. 😉 Wciąga, okropnie wciąga! Tylko dlaczego? Pewnie jest co najmniej kilka, jak nie kilkanaście kryminałów poruszających kwestię przeszczepów i mniej lub bardziej świadomych dawców organów (sama czytałam choćby „Dawcę” Tess Gerritsen), więc ten temat wydawałby się nieco oklepany. O snajperach też pisze się nierzadko, więc cóż takiego Neuhaus wypisała, że książka tak wssysa? Spróbuję znaleźć odpowiedź na to pytanie.
Wielka krzywda się stała, lecz winnych jej dosięgnie taki sam ból jak ten, który sprawili swoją obojętnością, chciwością, próżnością i bezmyślnością. Oni właśnie, którzy z własnej woli noszą brzemię winy, niech żyją w strachu i przerażeniu, bo oto przyszedłem sądzić żywych i umarłych.
Dotychczas za najlepszy kryminał z serii o policjantach z K11 w Hofheim, uważałam „Śnieżkę” (Śnieżka musi umrzeć), chyba jednak mój faworyt się zmienił i „Żywi i umarli” wysunęli się na czołową pozycję. W sumie ciekawa jestem, czy zostanie w Polsce wydany pierwszy tom całego cyklu (do tej pory go nie ma, choć pojawił się już tom szósty, a patrząc na oryginały – siódmy z kolei), bo nie ukrywam, że lubię mieć całościowy obraz tworzonych przez autora postaci. Może fani Neuhaus powinni zrobić jakąś manifestację i ostro zażądać tego początku całej historii, zwłaszcza, że państwo Anna i Miłosz Urbanowie według mnie radzą sobie wyśmienicie z tłumaczeniem. Szkoda zmarnować ten talent. 😉