Jest chłodny wieczór, a tobie uciekł autobus, więc uznajesz, że przejdziesz się na następny przystanek, żeby skrócić sobie czas oczekiwania na kolejny kurs. Otulasz się mocniej płaszczem, pocierasz ramiona, bo czujesz chłodne podmuchy wiatru i masz jeszcze takie przycupnięte na ramieniu wrażenie, że ktoś ci się przygląda. Idzie za tobą. Kątem oka widzisz, że to jakiś pokraczny facet, może jakiś bezdomny menel, powoli choć i tak za szybko dociera do ciebie jego nieprzyjemny zapach. Nie znasz go, jest taki przezroczysty, nijaki. Nie wzbudza twojego zaufania. Nie zdążysz się rozejrzeć, czy ktokolwiek jest jeszcze w twoim pobliżu, gdy pada pytanie: „Dasz mi dupy?”. To ostatnie słowa, które w życiu usłyszysz, zwłaszcza jak zaczniesz się śmiać, a nie daj Bóg krzyczeć…
O wiele łatwiej jest czytać literacką fikcję, wmawiając swojemu niepokojowi, że przecież to bzdury i autor musiał tak podkręcić atmosferę, napakować sadyzmem głównego bohatera, żeby się sprzedać i być zapamiętanym na kryminalnym poletku. I dopóki trzymałam się tej skutecznej bariery, którą włączam podczas moich literackich wypraw w brudny przestępczy świat, książka czytała się sama, choć chwilami było koślawo, bo stylizowane na wypowiedzi Pękalskiego fragmenty ocierają się o styl mistrza Yody, tylko nieco bardziej szurniętego, co nie jest lekkostrawne. Kiedy jednak coraz bardziej docierało do mnie, że to zdarzyło się naprawdę, że te osoby którym pogryziono piersi, roztrzaskano głowę kamieniem, na których zwłokach ten zboczeniec się zaspokajał, niczym nikomu nie zawiniły, ot po prostu stanęły na drodze głodnego seksu zwyrodnialca, zimny dreszcz przechodzi aż do czubków palców.
Kim jest bestia? Patrząc po tym co ma w zawsze brudnych majtkach – facetem, który jak wszystko na to wskazuje może już w 2019 roku wyjść na wolność, a że bardzo lubił przemieszczać się po Polsce, nie ma rodziny która chętnie go przyjmie pod swój dach, to pewnie będzie do spotkania, tu i ówdzie… Leszek Pękalski, bo o nim mowa, przyznał się do zabójstwa sześćdziesięciu siedmiu osób, w wieku od sześciu miesięcy do siedemdziesięciu dziewięciu lat, w większości kobiet, choć wśród ofiar było również trzech mężczyzn. Lubi babeczki: grube, chude, stare, młode, kulawe czy zdrowe – nie miało znaczenia, mówił że podobają mu się najbardziej te długowłose, chociaż jak go dopadnie chcica, to weźmie każdą, która akurat mu się napatoczy. Bo bardziej od kobiet lubi seks i jedzenie, a najlepiej seks zaraz po jedzeniu. Jest sierotą i jest chory umysłowo, więc mu wolno, prawda? Na budowie, na ulicy, w krzakach, w lesie i najlepiej z trupem, bo już się z niego nie śmieje, nie beczy i nie drze się wzywając pomocy. Ale jak błagają o litość to mu się podoba, aż często musi chwilę poczekać, bo za wcześnie ma mokre spodnie…
Czy gdyby w dzieciństwie zaznał rodzinnego ciepła, wsparcia nie tylko spowodowanego litością, to wyrósłby na ludzi? Czy gdyby jego pierwszy raz odbył się za obopólną zgodą, to nie musiałby później gwałcić? Czy gdyby szwagier kupił mu tą obiecaną dmuchaną lalę, to chociaż kilka kobiet by przeżyło? – te i jeszcze wiele innych pytań nasuwa się po lekturze, której bazą były akta sprawy Pękalskiego, wywiady z jego rodziną, osobami które miały z nim kontakt: policjantami, prokuratorem, klawiszem i innymi, pamiętającymi jego smród i kaczy chód. Wszystkie stwierdzają zgodnie, że on nie wyglądał na takiego, który by zabijał, a że lubił kobiety i bez przerwy wspominał o tym, że chciałby się żenić, przypisywano temu, że nie do końca z jego głową było w porządku.
Nie lubię reportaży, biografii, pamiętników, bo męczy mnie lektura suchych faktów, kilogramów dat i statystyk, dlatego nie sięgam po takie książki. W „Bestii” Omilianowicz wszystko było odpowiednio wyważone, połączone w spójną całość, nie sprawiając przytłaczającego wrażenia swą formą, treścią już niestety tak – bo ogromu zła nie można pomieścić w głowie. Oby nie było go więcej i wizja autorki pozostała tylko książkowym zakończeniem historii Pękalskiego…
Książka bierze udział w wyzwaniach:
6 czyli książka którą polecisz innym, bo wbiła cię w fotel w 2016 roku
- 14. reportaż opisujący życie w konkretnym miejscu