„Skazani na ból” było moim pierwszym kęsem twórczości pani Lingas-Łoniewskiej. Musiałam sprawdzić, czy ja też dam tej książce tak wysoką notę i dołączę do osób ociekających entuzjazmem po lekturze.
Wiem, co znaczą niespełnione obietnice. To znęcanie się i zadawanie bólu osobie, której mówi się, że się ją kocha, obiecuje coś, a potem jednym słowem lub czynem zmienia te przyrzeczenia w nic niewartą kupkę gównianych banałów.
Aleks jest dwudziestolatkiem z teoretycznie niepatologicznej rodziny, jednak od małego był niezauważany, olewany i traktowany jak rzecz, którą można ładnie opakować, ale niekoniecznie obdarzać uczuciem. Kiedy miał dwa lata ojciec postanowił ułożyć sobie życie z inną kobietą, fundując mu przyrodniego brata. On został z matką, która nie umiała poradzić sobie ze swoimi uczuciami i popadła w depresję, tym samym skazując Aleksandra na ból – nie pierwszy w jego życiu.
Chłopak szukał akceptacji, chciał wreszcie poczuć się jak w rodzinie, znaleźć swoje miejsce w grupie. Trafił do skinheadów, chłonąc ich ideologię przesiąkniętą nienawiścią i nie mając skrupułów „wytatuować” na twarzy człowieka nie białej rasy bieżnika swojego glana, rozwalić jego miejsce pracy, czy też zrobić inną zadymę ociekającą brutalnością. Czy cokolwiek i ktokolwiek jest w stanie go zmienić? Czy istnieje siła, inna niż honor i rasizm, które mogą go napędzać? Czy krucha dziewuszka, pochodząca spoza grupy, jest w stanie przebić się przez tą wyuczoną skorupę nieczucia? Czy ktoś, kto nigdy nie kochał jest w stanie pokochać nad życie?
Wiem, wiem, powinnam przede wszystkim pisać o tym, że było bardzo romansowo i romantycznie, że sceny seksu (a trochę przesiedziało się na golasa) były napisane w sposób który akceptuję (choć jak wiadomo nie jestem zwolenniczką erotyków), że patrzyliśmy raz oczami Amelii, a raz Aleksa, że było duuużo wulgaryzmów, antysemickich dowcipów i kilka usterek w tekście, ale musiałam przywołać sylwetkę jednego z dwójki głównych bohaterów – tego zdecydowanie bardziej wyrazistego i kontrowersyjnego, bo próbuję zrozumieć czy tego faceta powinno się lubić, współczuć mu, czy może chociaż odrobinę zrozumieć jego zachowania…
A Amelia? Była dobrym tłem Aleksa, całkiem kolorowym, choć miała momenty głupiokozowania. Nie zaskoczyła mnie, choć może trochę in minus, bo zaślepiona miłością potrafiła zbyt wiele wybaczyć swojemu chłopakowi. Może jednak tak łatwo o tym pisać, kiedy nie stawało się przed takimi dylematami i wyborami mniejszego zła?
Mieszanka uczuć sprawiła, że o tej książce wciąż rozmyślam. Zastanawiam się, czy na pewno młodsze czytelniczki zrozumieją jej przekaz i nie będą patrzeć z pobłażaniem na czyny swoich chłopaków, tylko dlatego że jak sądzą są im przeznaczeni i wiara w to, że ich miłość zmieni cokolwiek w postrzeganiu świata przez na wskroś wsiąkniętego w podszytą chorą nienawiścią subkulturę faceta, nie będzie klapkami na oczach na zło, które jest wokoło. Taka moja pedagogiczna refleksja.
Ja, jako dorosły człowiek, kupuję tę historię i doceniam trud włożony w kreację bohaterów (ankiety wypełnione przez skinheadów zamieszczone na końcu książki), a przede wszystkim dziękuję, że mogłam wciągnąć się w powieść, wzruszyć w momentach romantycznych, ale też podumać nad tym, jak wiele można spierniczyć w dzieciństwie, a później dziwić się, że na tej nieprzygotowanej do życia glebie wyrasta ciernisty krzew, który nie tylko rani innych, ale także sam jest skazany na ból…
Książka bierze udział w wyzwaniach: