Jestem ludkiem, który najlepsze kąski zostawia na koniec, a wtedy zmniejsza tempo jedzenia, delektując się każdym gryzkiem, żeby jak najdłużej czuć smak jakiegoś frykasa. Podobnie rzecz ma się, jeśli chodzi o książki – lubię czasem w nich trochę „posiedzieć”, a nie pacnąć w kąt, jako szybko odfajkowana kolejna pozycja na liście. Niektóre książki na to po prostu nie zasługują. 🙂
Po udanym „Erebosie” (klik!), oczekiwałam z niecierpliwością (i wierceniem dziury w brzuchu Wydawnictwu 😉 ) wydania po polsku innych książek Poznanski, bo kupiła mnie autorka i chciałam sprawdzić, czy to było jednorazowe przyciąganie, czy może lista moich ulubionych niemieckojęzycznych pisarzy powiększy się o nowe nazwisko. Już teraz mogę powiedzieć, że tak, urosła – za sprawą „Polowania” (i jego bezbłędnego tłumaczenia!).
Beatrice Kaspary jest miodowowłosą policjantką, mającą nosa do rozwikływania trudnych spraw. Znany motyw, mogłoby się wydawać, bo czyż mało mamy kryminałów, gdzie śledczy jest wybitny i wskazówki wręcz same go szukają, a zawiłość sprawy tylko innym spędza sen z powiek. Bea jednak jest swojska. Ma problemy z byłym mężem, wyrzuca sobie, że nie ma czasu dla dwójki swoich dzieci (a pluszowa sowa sama się nie odkupi!), a także coś ją kłuje w środku, kiedy jej ciemnowłosy mundurowy partner Florin spotyka się z inną kobietą. Morderca jednak nie śpi i każe włączyć GPS-a…
Na polu usianym krowimi plackami zostaje znalezione ciało kobiety. Zwłoki, jak to zwłoki, nieprzyjemny widok. Jednak czytelnik poczuje ukłucie bólu na wieść o tym, że na stopach denatki wytatuowano współrzędne nieznanego punktu. Czy to jakaś wskazówka pozostawiona przez sprawcę? Duet Florin & Kaspary ruszają to zbadać, natrafiając na skrytkę, jak się okazuje w popularnej terenowej rozrywce – geocachingu, czyli zabawie w poszukiwaczy skarbów z użyciem GPSa. Jednak fant, który został dla nich schowany jest makabryczny i nie wróży szybkiego rozwiązania sprawy…
– Uwolni mnie pan, jeśli odpowiem na wszystkie pytania?
Po tych słowach zapadła cisza, tak głęboka jak poprzednio. Nie słyszał nawet oddechu mężczyzny z tyłu. Nagle ktoś położył mu dłoń na głowie.
– Powiem panu, co się stanie. Z początku będzie pan kłamać. Potem powie pan prawdę. A na koniec pan umrze.
„Polowanie” nie jest książką, gdzie akcja pędzi na łeb na szyję, a my dostajemy zadyszki i nie wiemy, komu pierw otrzeć pot z czoła: policjantowi, czy mordercy, który przed nim zwiewa. Poznanski snuje malowniczą opowieść, pozwalając czytelnikowi wkręcać się w nią stopniowo, łażąc od domu do domu, od skrytki do skrytki, od słowa do słowa i próbując łączyć fakty, których mimo wielu wskazówek jest tak mało, bo sprawca przemyślał każdy krok i to on rozdaje karteczki, czyniąc ze śledczych swoją publiczność. Ucieszyć się też powinni fani matematycznych łamigłówek, bo można wyliczyć współrzędne kolejnego obiektu, co myślę że jest dodatkowym plusem tej misternie skonstruowanej historii. A finał? Wisienka na torcie. Warto na niego czekać, bo jest zaskakujący, zwłaszcza dla kogoś, kto typował innego sprawcę.
Koniecznie trzeba to powiedzieć – tłumaczenie jest na medal. Z książki na książkę jestem coraz większą fanką Anny i Miłosza Urbanów, którzy i tym razem potrafili tak czarować słowem, że nie tylko dowiedziałam się o bajce o jeżu i zającu (myślałam, że to błąd, a tu taka niespodzianka! 🙂 ), ale też garściami brałam przenośnie i zwroty, które jeszcze bardziej wkręcały w fabułę, a przede wszystkim potrafiły pociągnąć czytelnika, czyniąc „Polowanie” kryminałem, który czyta się od deski do deski, żałując, że książka kończy się tak szybko.
Jestem bardzo zadowolona i stwierdzam, że warto było czekać na taką odsłonę Poznanski! Młodzieżówka – palce lizać, kryminał – cmok! A że chodzą słuchy, że „Głosy” są jeszcze lepsze, to nie pozostaje mi nic innego, jak zabierać się za lekturę. 🙂
Tłumaczom i Wydawnictwu Media Rodzina – TFTH! 😀