Mamlę tyłem ciuszek z kojotem, czyli „Silver. Trzecia księga snów” Kerstin Gier

Kerstin Gier „Silver. Trzecia księga snów” (III tom trylogii)

Czerwona okładka dołącza do poprzednich tomów Silvera, żeby cieszyć oko jako naprawdę śliczna ozdoba biblioteczki. Ale przecież książek nie należy oceniać tylko po okładce, więc słów kilka o tym, jak Kerstin Gier zakończyła swoją senną trylogię. Czy warto zapamiętać te tytuły?

Grayson dał mi na migi znać, że nie rozumie, co mówię. Powtórzyłam pytanie, krzycząc na cały głos, a on odwrzasnął w odpowiedzi coś, co zabrzmiało jak „Mamlę tyłem ciuszek z kojotem!”.

– Co?

– Mam ten tępy cycuszek, sto procent!

– Naprawdę? – zapytałam z niedowierzaniem. Co on, na litość boską, bredził?

Znajomość poprzednich tomów wydaje się konieczna, bo nawet serwowane przez Lottie wypieki wtedy smakują lepiej i ślinka na nie cieknie jeszcze większym strumieniem. Kolejny raz wyruszamy na korytarze snów, mijając setki drzwi, ale przede wszystkim wyczuwając mrok i niebezpieczeństwo, które czyha ze strony Pana Cienia i Mroku, który tak jakby ożywa w tym tomie. Piszę tak jakby, bo bardzo staram się uniknąć spoilerów, żeby nie odbierać radochy z czytania. Pewne jest to, że Gier zadbała o to, żeby nudno nie było, żeby sny nie były tylko cukierkowe, ale także były furtką do robienia złych rzeczy i stawały się wręcz śmiercionośnym narzędziem, zwłaszcza kiedy kontrolował je nie do końca zdrowy na umyśle nastolatek…

Ten tom to zdecydowanie bardziej kryminał, przesyconym mrocznymi kawałkami i czarnymi piórami. Autorka jednak nie pozbawia go jednak lekkości, wplatając wątki całuśno-romantyczne. Liv jednak ciągle jest postacią, która nie powinna grać pierwszych skrzypiec, bo zdecydowanie lepsza (od początków trylogii!) jest jej siostra Mia, która i tym razem będzie mogła wykazać się swoją detektywistyczną smykałką, rozwiązując sekret bloga Tittle-Tattle i samej Secrecy. Poznając tajemnicę, kto kryje się za tą siejącą zamęt w szkole i wyciągającą kłopotliwe wątki z życia uczniów, nie omieszkałam wydać z siebie odgłosu składającego się z trzech liter. Nie, nie było to: „wow!”, a jedynie: „aha”. 😉 Gier najwyraźniej nie chciała na ostatnich stronach książki przewracać wszystkiego do góry nogami, a szkoda, bo gdzieś tam brakowało mi w tym tomie takiego: ŁUP!, żeby odpadła mi szczęka.

Nie podobało mi się, że tak dużo jest Henriego. Nie lubię tej postaci od początku i z całej „Wielkiej Czwórcy” Frongal Academy on od początku nie wzbudzał mojej sympatii, którą w całości skupiłam na Graysonie.  Nic nie pomógł jego rozczochrany włos i patologia w rodzinie. Tak liczyłam, że Gier w tym tomie zrobi twista, że potworzą się nieoczywiste pary i tchnie jakąś świeżość w relacje między naszymi bohaterami… ale niestety, coś poszło nie tak i zdecydowanie się przeliczyłam. 😉 Pojawia się postać Matt’a, która służy jedynie do „pilotowania” Liv, a zapowiadało się, że może rozkręci bliźniaczkę Spencer. Jako, że w poprzednim tomie ptaszki ćwierkały, że będzie ślub, więc przygotowania do niego trwają i tu też pojawia się postać, która okazuje się całkiem ciekawa, ale… też nie dane jej się wykazać i znamy ją bardziej z podsumowania.  Odnosi się wrażenie, że autorka za bardzo skupia się na wędrówkach po snach, budowaniu ich „scenografii”, a nie na postaciach, które przynajmniej dla mnie są ważne (wcale nie myślę tylko o Graysonie i Mii! 😛 ).

Czy warto zapamiętać „Silvera” nie tylko przez wzgląd na cudne wydanie? Myślę, że warto, bo Gier stworzyła alternatywną rzeczywistość, która pozwala na rozbujanie wyobraźni, szperanie w zakamarkach pragnień i marzeń, a przy tym ma się wrażenie, że senny świat przez nią wykreowany jest do udźwignięcia nawet dla fantastycznego nie-fana. Jaka jest ta trylogia? Na pewno intrygująca i zabawna, napisana prostym językiem, więc lekka i przyjemna w odbiorze, momentami mroczna i złowieszcza, chwilami banalna i irytująca, bo jeszcze się taki autor nie narodził, żeby wszystkim dogodził. 😉  Gier nie jest trywialna i nie jedzie po najmniejszej linii oporu, serwując kiepski młodzieżowy romansik i tylko wokół niego oplatając akcję. Jest romantycznie, chwilami wręcz przesadnie, może po to, żeby rozmiękczyć czytelnika, by za moment babrać jego emocje w problemach nastolatków, które nie dotyczą trądzika, ale domowego ogniska, które niekoniecznie płonie zdrowym płomieniem…

Polecam nie tylko pomacać te okładki, ale także zerknąć w senną krainę, bo choć to koniec trylogii, to tak naprawdę dopiero początek przygody… 😉

 

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina! 🙂

Media_rodzina

  • Te wątki kryminalne przemawiają do mnie najbardziej, choć całuśną atmosferę również sobie cenię 🙂 Szkoda, że trzeci tom nie porwał Cię tak, jakbyś tego oczekiwała, ale ważne, że cała trylogia kusi zarówno wieloma intrygami, jak również nietypową rzeczywistością, w jakiej funkcjonują bohaterowie.
    Sama mam świadomość, że w tych klimatach byłoby mi naprawdę niełatwo więc raczej odpuszczę sobie te pięknie wydane tytuły. Może kiedyś, ale nie w najbliższej przyszłości.
    Pozdrawiam serdecznie! 🙂

    • Do mnie też najbardziej w tej lekturce przemawiały wątki kryminalne, chociaż sam pomysł wędrówek we śnie i podglądania o czym marzą inni był naprawdę udanym posunięciem autorki. 🙂 Romantycznie nie czuję się do końca usatysfakcjonowana, chociaż już na ostatnich stronach autorka pogłaskała mnie po główce, jeśli chodzi o moich ulubionych bohaterów i mogę trzymać się tego pomysłu, jaki na nich miała 😉
      A naprawdę wydanie tej trylogii jest piękne. Jak będziesz Miłeczko w księgarni, to macnij sobie te okładki! 😀
      Moc serdeczności ślę!