Maria właściwie nie istnieje w świadomości i wspomnieniach kogokolwiek, kto miał z nią kontakt. Wszystko, co jest z nią związane: twarz, słowa , czyny, to co napisała lub zostało o niej napisane znika w tajemniczy sposób wraz z nią, kiedy odchodzi, wystarczy, że na kilka sekund nie ma z kimś kontaktu… Coś wtedy czyści jego umysł z najmniejszych nawet skojarzeń z kobietą…
Życie bywa iluzją. Coś wydaje się czarodziejskie, a później znajduje nierzadko przyziemne rozwiązanie.
Chudy ląduje w szpitalu. Od pewnego czasu jego policyjni koledzy martwią się o niego, bo próbował ich przekonać do zajęcia się sprawą jakiejś Marii i Justysi. Skąd one mu się wzięły, czy całkiem postradał rozum? Wkrótce się okaże, kiedy za sprawą spisanego przez kobietę pamiętnika-dziennika, wyruszą na poszukiwanie prawdy. Dziwnym trafem okaże się, że nikt o niczym nie wie, a sytuacje, o których zapewniają mundurowi nie mogły się zdarzyć. Na pewno nie w tym życiu…
Maria szuka córki. Jej nastoletnia zbuntowana pociecha wyszła z domu z mężczyzną, któremu matka nie może dać błogosławieństwa. Trafia do miejsca, gdzie rzekomo ostatnio ktoś widział jej dziecko. Zostaje okradziona, budzi się w jakimś remontowanym pałacyku, dostrzegając stojącą obok siebie ośmioletnią blondyneczkę. Skąd ona się tu wzięła, co robi tu dziewczynka, pozostaje zagadką. Ta zagadka pomoże wkrótce wpaść na trop zorganizowanej grupy przestępczej…
To zdecydowanie nie jest typowy kryminał, chociaż co trzeba mu przyznać, wywołuje uczucie niepokoju, który kołacze się gdzieś w okolicach sercowo-żołądkowych. Bo przecież musi być jakieś racjonalne wytłumaczenie! Przecież nawet „Pies Baskervillów” Doyle’a był wyjaśniony! Ta otoczka grozy, zwłaszcza jeśli stawiamy się na miejscu głównej bohaterki, sprawia, że czujemy strach. Strach przed nieznanym, niedającym się ogarnąć rozumem.
Autor przemyca nam w powieści wiele zagadnień filozoficznych, które, chcąc nie chcąc, wywołują refleksje nad światem, życiem i czasem. Przyznaję bez bicia, że filozofii nie lubię, a podczas studiów męczyłam się niezmiernie na wykładach z tejże dziedziny. Mimo wszystko Kotowski umiał mnie zaciekawić i tak zręcznie wplótł w fabułę rozważania psychologiczno-filozoficzne, że nie są one ciężarem, który zmusza do odłożenia lektury. Jestem w szoku, że tak się da i to w założeniu w kryminale!
„Krew na placu Lalek” jest zaskoczeniem, które wygrzebała z kosza przecenionych książek. Jak widać nawet tam można trafić na perełki, którym nie tylko udaje się wciągnąć czytelnika, ale także pobudzić jego szare komórki do zastanowienie się nad sensem życia. I choć brzmi to górnolotnie, na pierwszy rzut oka niestrawnie, to Kotowskiemu udało się z niezwykłą lekkością i talentem stworzyć filozoficzno-psychologiczny kryminał, który utwierdza w przekonaniu, że Polacy również umieją napisać świetne historie, o których łatwo się nie zapomina. Rewelacja!
Książka bierze udział w wyzwaniach:
6 czyli sześć tytułów, które polecisz innym (1/6)
POWIEŚĆ KRYMINALNA POLSKIEGO AUTORA
12. historia, która rozgrywa się w kilku różnych miejscach