Nadzieja jednak, jak powszechnie wiadomo, słynie z tego, że matkuje osobom, którym natura poskąpiła inteligencji, braki nadrabiając naiwnością.
Natchniona „Dożywociem”
nietypową ślę recenzję…
Po co posty prozą pisać
skoro ma się rym jak frezje? 😉
Gdy opuści cię dziś Majka,
zamiast drapać się po jajkach,
do Lichotki wyrusz w drogę,
żeby było tak jak w bajkach!
Tam w pakiecie dożywotnim,
prócz domu z gotyckiej cegły,
spotkasz cały zestaw stworów,
które w murach się zalęgły.
Licho nie śpi tam po nocach,
zapitala wciąż z miotełką,
siejąc po kątach pedantyzm
i mając radochę wielką.
Szczęsny, wciąż nieszczęsny panicz
(nieżyjący od dwóch stuleci),
wciąż z namolną gorliwością,
poezję i rymy kleci.
Wielkim okiem coś tam łypie,
to utopców mała grupa
zazielenia wciąż łazienkę,
no i w wannie szlamu kupa.
Krakers, wielka mackowiczka,
pełna kulinarnych celów,
przy nim żaden brzuch nie burczy,
a MasterChef jest dla frajerów!
Ach! Przecież jest jeszcze Zmora,
najsłodszy z najsłodszych kotków,
która swymi pazurkami,
ryje w skórze pełno rowków.
Pora poznać właściciela,
bo choć rzadko się to zdarza,
dostał w dożywotnim spadku
dom z dobrodziejstwem inwentarza.
Konrad książki dzielnie pisze,
z agentką się ciągle zmaga,
Lichotka mu nerwy szarpie,
a Bercikówna nie pomaga…
To lektura pełna wrażeń,
z jej stron wręcz groteska kapie,
niejeden się wnet przekona,
że ze śmiechu go skurcz łapie!
I już koniec, alleluja!
Nie będę już dłużej smęcić
Dobre to jest! Nie ma ch… chandry!
Wystarczy tylko czas poświęcić! 🙂
W najnowszym, wreszcie wznowionym wydaniu, zadbano o graficzne wstawki (gdyby czytelnik miał problem z wyobrażeniem sobie Licha, Szczęsnego, Carmilli czy też Puk). Do mnie nie przemawiają i wolę polegać na swojej fantazji. 😉
I na koniec, żeby coś było prozą, soczysty cytat z wymiany zdań między bohaterami „Dożywocia”:
Tymczasem anioł i panicz rozpływali się z zachwytu nad królikiem. (…)
– Musimy go jakoś nazwać – zarządziło. – Może Pimpuś?
-Litawor?
– Duduś?
– Almanzor? – nie wiedzieć czemu Szczęsny bardzo chciał przeforsować własną propozycję i zostać ojcem chrzestnym zwierzaka.
– Gucio?
– Urodzony Jan Dęboróg?
Anioł zmarszczył czoło w skupieniu.
– Nawet ładnie, ale jak będziemy do niego wołać, alleluja? „Urodzony Janie Dęborogu, przestań żreć te skarpetki?”
– Chyba wystarczy „Jaśku”, choć to już żadna frajda.