We wrześniu nakładem wydawnictwa Media Rodzina pojawi się „Spójrz mi w oczy, Audrey” Sophie Kinselli, znanej przede wszystkim z serii o „Zakupoholiczce”. Sprawdzeni czytelnicy jej powieści (sprawdzeni, bo nie wierzę w blurby i chłyt martetindody 😉 ) kusili mnie stwierdzeniami, że lekkość pióra autorki i jej pomysłowa fabuła wyciskała z ich oczu łzy wzruszenia i chichrania. No to powiedziałam: „raz stworkowi śmierć! „Mam twój telefon”, Sophie!” i przepadłam!
Nie wiem też, po co w ogóle wynajęłam organizatorkę wesel.(…) ilekroć o niej wspomnę, Magnus pyta: „dobrze się dogadujecie?” z taką nadzieją w głosie, jakbyśmy były dwiema zagrożonymi wyginięciem pandami, które muszą się rozmnożyć.
Poznajemy Poppy Wyatt w momencie poszukiwań drogocennego pierścionka zaręczynowego. Dziewczyna jest na ostatniej prostej przygotowań do ślubu z wykładowcą akademickim Magnusem ( plus jego rodzicami – yntelygentami i intelektualistami) i nie może teraz pozwolić sobie na taki skandal w oczach rodziny przyszłego męża! Stawia na nogi wszystkie sprzątaczki, pracowników, koleżanki… ale jak to bywa z nieszczęściami – lubią chodzić parami, żeby nie powiedzieć stadem. Gdy próbuje zadzwonić, jakiś przyjemniaczek kradnie jej telefon. Zdesperowana Poppy czuje się jak bez ręki, nie może słać miliona smsów z buźkami i przytulaskami, w ogóle nie ma kontaktu ze światem, a przecież wszystkim podała swój numer, żeby mogli skontaktować się z nią w sprawie zaginionej biżuterii!
Wtem w koszu na śmieci dostrzega swoje wybawienie – porzuconą komórkę. Nie jest to najnowszy model, ma z tyłu nalepkę jakiejś firmy, ale co z tego – Poppy wraca do kontaktu ze światem! Wyznając zasadę: znalezione – niekradzione, postanawia zaopiekować się telefonem. Tylko co na to szef firmy do której należał ten aparat?
Sam, gburowaty ważniak przystojniak, który nie ma czasu dla nikogo, ignorujący lawinę maili wysyłanych pod jego adresem, nie jest zadowolony, że komórka jego asystentki trafia w ręce jakiejś pokręconej, żeby nie powiedzieć mocno „posolonej”, ale bystrej baby, która tak bardzo działa mu na nerwy, nie tylko dlatego, że wpakowała się z buciorami w jego prywatność… Tylko jak panna Wyatt ma zwrócić telefon, skoro z niecierpliwością oczekuje na wiadomość o odnalezieniu zaręczynowego pierścionka?
Autorka zauroczyła mnie historią Poppy. Nie dlatego, że zagrała całą gamę na moich strunach wrażliwości wygrywając wiele romantycznych nut, ale przede wszystkim dlatego, że stworzyła powieść, bezczelnie obdzierającą ślubne przygotowania z mydlanej otoczki, ukazując prawdziwe intencje przyszłych mężów, teściów, a nawet organizatorek wesel. A do tego pokazała rozterki panny młodej, choć tak naprawdę nie musiałaby Poppy występować w tej roli, żeby być lusterkiem wielu kobiet, ich podejścia do samych siebie, uznawania się za gorsze i niegodne zaznania prawdziwego szczęścia.
Książka nie zawiera łóżkowego pieprzu (zawiodą się poszukiwacze gór gołego cyca i morza pośladków), a jedynie chwilami popieprzonych bohaterów, których chciałoby się wyrwać z karki i spalić w kominku. Tylko, że bez nich byłoby mniej barwnie. Jedno jest pewne: w powieści porusza się wiele tematów: akceptacji, życiowych priorytetów, miłości i zaufania, straty… – a Kinsella nimi nie zanudza, tylko podgrzewa je świetnymi dialogami i kreacją bohaterów, przez co nie jest drętwo i oprócz refleksji, śmiech sam ciśnie się na usta! 🙂 🙂 🙂
Wypada też wspomnieć o formie. To mieszanka nie tylko pierwszoosobowej narracji i smsów/maili, ale także przypisów, które są dopowiedzeniami naszej zacnej narratorki, panny Wyatt. Ten zabieg dodatkowo rozluźnia atmosferę i wywołuje uśmiech, bo jej komentarze są niezwykle zabawne, chwilami bezczelne i do bólu szczere, a takich bohaterów się polubia z automatu. 😉 No i jeszcze połechtano mnie już na początku książki wspominając o Poirocie. 😀
No i co tu kryć – to świetna lektura na rozweselenie, na przerwę od ciężkich i trudnych powieści, a do tego dzięki masie zwrotów akcji, soczystą wymianą zdań między wręcz żywymi postaciami, czytanie to prawdziwie wciągająca frajda, podszyta refleksjami o codziennych zmaganiach z samym sobą i otoczeniem, które wielokrotnie nas zaskakuje, często tak, że aż w pięty idzie! Zdecydowanie sięgnę jeszcze po inne książki Kinselli. 🙂
Książka bierze udział w wyzwaniu:
Pingback: [KONKURS] Co z tytułu wynika? czyli wygraj książkę Sophie Kinselli! |()