Odnajdywałem w sobie głęboko ukryte przed chaosem zewnętrznego świata całkowicie obce mi uczucie. (…) Było jak nieznany ślad, ledwie dostrzegalny sygnał, jak migająca świeca na dalekim wzgórzu. Wiedziałem, że jest, ale większość czasu było zbyt ulotne, by je dostrzec, a jeśli już udawało się je zauważyć, nie byłem pewien, czy je widzę, słyszę, czuję, czy dotykam..
Joe Beck jest nieśmiałym szesnastolatkiem. Mieszka z ojcem i dorosłą siostrą. Matka postanowiłam rozwieźć się z nimi (tak z nimi…), bo wolała mieć ich ojca dla siebie, a oni stanęli na drodze tej zaborczości. Chłopak jest grzeczny, nie wychyla się, brzdęka na basie w kapeli grającej muzykę dla deskorolkowców. I pewnego dnia jego życie staje do góry nogami, kiedy błądząc po Londynie napotyka zniewalający uśmiech, piękne oczy, idealne rysy… Candy nie musi nic robić, żeby jego serce przyspieszyło. Śmiałość dziewczyny otwiera usta i oczy naszemu nieprzygotowanemu na to nagłe uczucie młodzikowi, który chciałby dowiedzieć się o Candy jak najwięcej. Nie będzie to jednak proste…
W powieści Brooksa nie może być banalnie, zbyt cukierkowo i z górki. Dziewczyna ma problem. Pogubiła się, staczając na dno. Jest uzależniona od narkotyków, a także od alfonsa, który dostarcza jej prochy. Czy da się jej pomóc? Czy Joe będzie w stanie poświęcić swój czas, marzenia i zaufanie ojca, żeby zbliżyć się do dziewczyny? A czy sama Candy chce w sobie coś zmienić? Dlaczego wybrała taką drogę?
Niezależnie od tego, jakie uczucie ona żywi do ciebie, jest ono słabsze niż to. które żywi do heroiny. Jeśli naprawdę chcesz jej pomóc, musisz być gotowy, że możesz ją stracić.
To główne pytania, które nurtują podczas lektury. Autor dba jednak również o wątki poboczne. Siostra Joe’go, Gina potajemnie zaręcza się z Mikiem. Dlaczego potajemnie? Ponieważ jej ojciec, ginekolog (czyli facet wykształcony), ma problem z zaakceptowaniem czarnoskórego wybranka córki. Nie liczy się szczęście dziewczyny, to, że kandydat na jej męża prowadzi własny sklep i umie o siebie zadbać. Ma się wrażenie, że ojciec nie traktuje poważnie swoich dzieci, bagatelizując ich potrzeby. W pogoni za utraconą żoną nakłada na nich zakazy, daje szlaban, byle tylko pozornie mieć wszystko pod kontrolą.
Brooks sprytnie wplótł w historię o Joe i Candy wątek nie tylko rasizmu, ale także braku akceptacji wśród rówieśników, depresję, prostytucję, rozwiązywanie problemów za pomocą siły. Jestem pod wrażeniem, że autorowi udało się tak zgrabnie połączyć tę mnogość problemów, nie przytłaczając czytelnika, tylko angażując go całkowicie w życie rodziny Becków. Kolejny raz główny bohater nie może w pełni oddać się młodzieńczemu zauroczeniu, musi przejść przemianę i zawalczyć z przeciwnościami losu, często ich nie rozumiejąc i działając wbrew sobie. Czytelnik obserwuje jak nastolatek dorasta, jak uczy się odpowiedzialności i podejmowania decyzji, za które tylko on poniesie konsekwencje, nawet kosztem swoich marzeń. Nasuwa mi się pytanie, czy Joe nie żałuje tego co zrobił? Czy nie wolałby cofnąć czasu i w ogóle nie spotykać Candy? Czy nie wolałby brzdąkać na gitarce i być pozornie szczęśliwym nastolatkiem?
Powieść „Candy” pozwala dotknąć, poczuć, przeżyć nieprzerysowaną historię Joe’go, który za sprawą Candy przeobraża się z niepozornego kaczątka w odpowiedzialnego łabędzia, walczącego z narkotykowym brudem, kąsany przez niezrozumienie i przeskakującym kłody codziennych problemów walące się pod nogi.
Polecam!
Za nową przyjaźń z bohaterami stworzonymi przez Kevina Brooksa dziękuję niezwykłym tłumaczom Annie i Miłoszowi Urbanom. 🙂 Jestem rozpieszczona i od Waszych tłumaczeń uzależniona. 😀
Książka bierze udział w wyzwaniu: