„Potrafił z tym żyć, ale nie potrafił umrzeć” czyli „Rzeźbiarz śmierci” Chrisa Cartera

Chris Carter „Rzeźbiarz śmierci” (IV tom serii)

Tępy nóż elektryczny, drut i superglue. Nie ma tu żadnych słodkości, śliczności, które były potrzebne do stworzenia idealnych dziewczynek. Zabójca rzeźbi w śmierci i ze śmierci, zadając niewyobrażalny ból swoim ofiarom. Dlaczego i kto stoi za tym okrucieństwem? Hunter – do dzieła!

Nie obawiał się skażenia, ale nie znosił charakterystycznego odoru sali sekcyjnej – jakby coś zepsutego unosiło się do nieba pod wpływem silnego środka dezynfekującego. Jakby nieświeża woń dochodząca zza grobu prześladowała żywych.

Robert Hunter i jego wierny partner, długowłosy Garcia, znów stają przed sprawą okrutnego morderstwa. Sprawa staje się priorytetowa, bo zamordowano wieloletniego prokuratora. Miejsce zbrodni jest krwawe i tajemnicze. Napis na ścianie sprawia, że dreszcz przebiega nie tylko po plecach funkcjonariuszy, ale także czytelnika. Do tego sprawca wykonał coś na kształt rzeźby z poodcinanych części ciała ofiary. Dlaczego ktoś pozbawił życia człowieka walczącego z nowotworem, który już jedną nogą był w grobie? Co oznacza ta makabryczna konstrukcja? Detektywi mają trudny orzech do zgryzienia. Nie wiedzą jak spojrzeć na tę sprawę, w jakich kręgach szukać, żeby zatrzymać tę falę śmierci, która na pewno jeszcze pochłonie jakieś ofiary.

Długo nie muszą czekać. Tym razem policjant traci życie. Los Angeles, a zwłaszcza służby mundurowe pałają żądzą zemsty za kumpla po fachu. A Rzeźbiarz, bezwzględny artysta, dokładnie wie co robi i wciąż tworzy te swoje chore dzieła, ewidentnie chcąc nimi coś przekazać… Tylko co?

– Jezu, czym ty się odżywiasz? Napojami proteinowymi, szkocką i… – szybko zlustrowała kuchnię – … i powietrzem?

– To pokarm mistrzów – odrzekł Hunter.

Do zespołu dołącza Alice, asystentka prokuratora generalnego. Podobnie jak Hunter utalentowana, bystra i… ładniutka. To taki nieco rozprężający wątek tej powieści, który mam nadzieję że rozkwitnie w kolejnych tomach. Dziewczyna umie znajdować informacje (niekoniecznie korzystając z legalnych źródeł), łączy fakty i jest bardzo przydatna, nie tylko jako powiew świeżości w męskim biurze. Choć na początku panowie niechętnie korzystają z jej pomocy, okazuje się często światełkiem, które rzuca nowy cień na sprawę…

– Biedak. W Brazylii powiedzieliby, że urodził się dupą w stronę słońca ze skórą pokrytą sproszkowanym chili.

Carlos Garcia przyszedł na świat w Sao Paulo, w Brazylii (…). Chociaż mieszkał w Ameryce przez większą część życia, mówił po portugalsku jak Brazylijczyk i odwiedzał ojczyznę co kilka lat.

Hunter spojrzał na swojego partnera i skrzywił się.

– Co? Co to, u licha, ma oznaczać?

– Że nie miał szczęścia. (…)

– Naprawdę? A co u was mówią, kiedy ktoś ma szczęście? Że urodził się dupą w stronę księżyca ze skórą posypaną cukrem?

– Dokładnie. – Garcia spojrzał na niego nie kryjąc zdumienia.

Carter kolejny raz mówi czytelnikowi: „patrz, bo sam chciałeś być w centrum wydarzeń!”. Nie owija w bawełnę, w przenośnie ani w sreberka. Kiedy jego zabójca chce komuś, na przykład wyłupać oko, a następnie ustawić je na szafce, to dowiesz się o tym wprost, a nie z opisu w stylu: „zły pan zrobił ziazi na twarzy innego pana, przez co teraz gorzej będzie widział”. Zacznijmy od tego, że mało która ofiara morderczej wyobraźni autora przeżywa spotkanie z wymyślnym psychopatą…

I choć niczego tej powieści nie brakuje jeśli chodzi o konstrukcję, to uważam, że jest to dotychczas najsłabszą książka Cartera. Niby mamy rzeź, dochodzenie, strach pełzający po ciele, ulubione postacie i wiele litrów whiskey, to odnoszę wrażenie, że nie ma tej nutki niepewności, za którą tak autora polubiłam, a która była w poprzednich książkach serii o Hunterze. Tutaj co prawda nie wiemy dlaczego i kogo zamorduje Rzeźbiarz, jednak od pewnego momentu czujemy, że tych ofiar nie będzie więcej niż cztery i to takie z góry upatrzone, jakoś ze sobą powiązane. Wyczuwamy, że morderca działa, bo chce się zemścić, a nie dlatego, że coś mu w jego chorej główce się poprzestawiało i chwyta się byle jakiego pretekstu, aby tylko móc spojrzeć na ulatujące z człowieka życie, czerpiąc z tego nieludzką satysfakcję. Do tego irytujące „taak”. Zastanawiam się, czy to wymysł tłumacza (notabene co tom innego), czy Chris „yees’ował” w oryginale. Przedziwna odpowiedź twierdząca i to w ustach praktycznie każdej postaci, zarówno komisarz, Garcii, jak i chłopka z baru. Nie kupuję tego, a już na pewno nie na taką skalę.

Jedno trzeba Carterowi przyznać – pomysł obłędnego spektaklu zemsty był naprawdę przedni. Te rzeźby, to co z nich wynikało, sprawiło, że na sprawcę nie patrzy się tylko jak na kogoś złego, można wczuć się w jego historię, poczuć ciężar, który go przytłacza. Autor zastosował psychologiczną zagrywkę, dodając wybielacza do postępowania Rzeźbiarza, przez co łaskawiej go oceniamy. Chwilami chciałoby się wręcz powiedzieć: „rozumiem cię”, chociaż to zupełnie absurdalne, bo mamy do czynienia z zabójstwem i na jako takie nigdy nie powinno być zgody. I choć uważam, że poprzednie książki były lepsze, to lektura „Rzeźbiarza…” dostarczyła mi wielu wrażeń i na pewno będę o niej pamiętać jak o dobrym thrillerze, nie tylko dlatego, że mam na jej stronach autograf Cartera. 😉

 

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Sonia Draga! 🙂

 


 

Książka bierze udział w wyzwaniach:

  C czyli czwarta książka ze stosiku książkowego (5)

  • Już mnie dreszcze ogarniają na samą myśl o tej powieści, choć po drodze jeszcze mam trzecią część. Jestem ciekawa, czy również poczuję lekki niedosyt związany ze wspomnianym przez Ciebie brakiem niepewności. Podoba mi się sama fabuła i to, że Carter psychologicznie przedstawia portret zabójcy. Mam teraz kilkuksiążkową przerwę od szanownego autora, ale wrócę z pewnością! 🙂 Pozdrawiam!

    • Ale ten Carter działa na kobiety. 😉 Ciągle drżymy trzymając w łapkach jego wytwory. 😉
      Chris przemyca swoją wiedzę, widać w książce, że autor ma w sobie coś z psychologa i przemyca tę wiedzę czytelnikowi. 🙂 Myślę, że i ta książka Cię nie zawiedzie. 🙂 Ja już chcę „Jeden na jednego” i inne carterowskie dzieła, bo jestem ciekawa, czy między makabrycznymi wersami rozwinie wątek, który mnie i Garcię zaciekawił. 😛
      Uściski :*

    • Jak to? Jaki wątek? Jakaś kobieta, a może Robert sam okaże się psychopatą??? [nie odpisuj] Tyle muszę czekać, aby wszystkiego się dowiedzieć 🙂 Carter zauważalnie wykorzystuje własne doświadczenie zawodowe i zdobytą wiedzę, to mocno wyczuwalne, a przy tym bardzo wartościowe.

    • Oczywiście, że Ci nie powiem. 😉 Nie po to Carter dłubał tę książkę siedem miesięcy, po 8 godzin dziennie (nie licząc czasu tłumaczenia), żebym Ci tu zeżarła wisienkę z tortu! 😛 Sięgając po „Rzeźbiarza” sama się przekonasz. 😀
      I tak jesteś w zdecydowanie lepszej pozycji, bo kiedy ja zaczynałam „carterować”, to „Krucyfiks” był nieosiągalny i to ja byłam „hunterem”, żeby złapać go w swoje sidła. 😛

    • Miałaś gorzej więc wiedziałam (nieświadomie), że warto wyczekać 🙂 W drugiej połowie lipca wracam do Los Angeles i dobieram się do kolejnych krwawych morderstw 🙂 Strach się bać, ale jeszcze gorzej nie wiedzieć, co dalej 🙂

  • Postać Chrisa Cartera zaintrygowała mnie ostatnio do tego stopnia, że postanowiłam sięgnąć do jego kryminałów 😉

    • Fantastycznie! 🙂 Oby wrażeń z tych lektur Ci nie zabrakło, a puls przyspieszał wielokrotnie. 🙂

  • Kusicie mnie z Miłką Carterem, poziom adrenaliny osiągnie wysokie poziomy.

    • Mam nadzieję, że skutecznie kusimy i w końcu Cię przekonamy. 😉 Carter jest idealny na podróż krakowską komunikacją, bo kilkustronnicowe rozdziały pozwalają nawet krótki dystans przejechać z nosem w książce, a nawet trasę od pętli do pętli też można przyjemnie pokonać w morderczym lekturowym towarzystwie (testowałam ;)). 🙂 Także Martuś, masz dodatkowy argument. 🙂

  • Agnieszka K.

    Carter jest już od dawna w moich czytelniczych planach, chyba nawet mam na półce jedną z jego książek, ale ciągle nie znajduję okazji żeby po niego sięgnąć 😉 Ech… czemu ta doba taka krótka!

    • O proszę. 🙂 Polecam czytać w upały, bo często mrozi krew w żyłach, lepiej niż niejeden schłodzony napój. 😉
      Może ktoś kiedy wymyśli jakiś rozciągacz czasu, to zmieścimy się z naszymi uginającymi się od książek półkami i chwilami na ich lekturę. 🙂

    • Agnieszka K.

      To byłoby wspaniałe, brzmi zbyt pięknie, żeby było możliwe – rozciągacz czas – sprzedałabym duszę za taki mechanizm ;))

  • Zapowiada się świetnie. Ja jednak wolę zacząć od pierwszej części. 🙂

    • Dobry pomysł. 🙂 „Krucyfiks” jest świetnym debiutem. 🙂 Jeśli przypadnie Ci do gustu, to wpadniesz w sidła Huntera na dobre i będziesz podobnie jak ja z niecierpliwością wypatrywać kolejnych carterowskich tomów. 🙂
      Pozdrawiam 🙂

  • Nie słyszałam o książce, ale chętnie się z nią zapoznam 🙂

    • Zachęcam, zwłaszcza jeśli nie obawiasz się drastycznych opisów i ciarków na plecach. 😉 Wznowiono wydawanie pierwszego tomu przygód detektywa Huntera, więc polecam sięgnąć po „Krucyfiksa” i po kolei wkręcać się w cykl. 🙂
      Pozdrawiam 🙂

  • To zdecydowanie lektura dla mnie 🙂 Jednak rozpocznę ten cykl od początku.

    • Dobry pomysł, zwłaszcza, że wznowiono wydawanie jego debiutu. 🙂 „Krucyfiks” zrobił na mnie spore wrażenie, obyś i Ty wsiąkła w hunterową serię już od pierwszego tomu. 🙂

  • Nieźle mnie zaintrygowałaś! Brutalne morderstwo, krew, mały romansik i humor, który buzuje w samym tylko cytacie. Jestem strasznie ciekawa, jak to wszystko się rozwinie!
    Będę patrzeć za tą książką, nie tylko dla siebie, ale również dla mamy.
    Stęskniłam się za Twoimi recenzjami, jakbym długo z Tobą nie rozmawiała 🙂
    Ściskam mocno ;*

    • Awww, ale miło! :*
      Warto zacząć od debiutu – „Krucyfiksa”, gdzie nawet nie wiem, czy nie więcej można się pobać. 😉
      Kryś, Ty lubisz krwawiące opisy i czerwone krwinki ściekające ze stron, więc Carter ma duże szanse podziałać na Ciebie i skutecznie wpłynąć na Twój puls. 🙂 Mama też nie pozostanie obojętna, no chyba, że ma nerwy ze stali. 😉
      Buziaki :*

    • Na pewno wypożyczę i będę czytać. Już czytałam „Projekt Rosie” i panią Witkiewicz także dorwałam, więc wyobraź sobie, jakie mam pozytywne wrażenia. Zawsze mi dobrze polecisz!
      Cium!

  • Kaśka P.

    Mimo, że najsłabsza, chętnie bym przeczytała! 🙂

    • Mam nadzieję, że nie spotkasz zbyt wielu przeszkód na drodze tej jakże chwalebnej chęci. 😉
      Pozdrawiam 🙂

  • Kurczaki, szukam tu swojego komentarza, ale chyba go nie zostawiłam. 😀

    Muszę koniecznie nadrobić „Egzekutora”! A co do tej książki, to ja cały czas nie potrafię powiedzieć czy jest słabsza od poprzednich czy tylko trochę inna. 🙂 Tak czy siak – czytało się świetnie!

    • Cartera czyta się świetnie to niepodważalny fakt. : ) Sam jednak powiedział, że dotychczas wydane w Polsce książki uważane są za te gorsze, niż najnowsze, więc… strach się bać, skoro jest tak dobrze, a może być tylko lepiej. 😉
      „Egzekutor” jest naprawdę świetny na lato. 😉 Mrozi niczym mocno chłodzony shake. 😉

  • Przekonałaś mnie – przeczytam na pewno.
    W ogóle mnie do siebie przekonałaś, więc od teraz będę Cię nawiedzać 😉 Podchody robię już od pewnego czasu, ale do tej pory nie miałam okazji bliżej Ci się przyjrzeć. Brzmi to trochę jak wyznanie psychopatki, ale taka normalna raczej jestem, więc nie będę Ci sprawiać kłopotów 😉
    Pozdrawiam!

    • Strasznie mi miło. 🙂 Myślę, że obie tak się podglądałyśmy, niczym nindże 😉 Też mam w planach więcej dawać znać, że Cię czytam, więc to będzie obopólna radość. 🙂
      Moc pozdrowień przesyłam 🙂