Mam w planach ruszyć z „Quo vadis”, zanim jednak sięgnę po to obszerne dzieło, postanowiłam zaserwować sobie sienkiewiczowską rozgrzewkę i coś z założenia łatwiej przyswajalnego, czyli sięgnąć po literaturę dziecięcą. I tak oto wśród roju pszczół wyruszyłam z domu na przygodę z „Bartkiem zwycięzcą”…
Nieznany gość w żołdackim sercu, litość, krzyczy mu w uszy: „Bartku! Ratuj swoich!”
Bartek Słowik był prostym chłopem z Pognębina. Dorobił się gospodarstwa, żony Magdy, syna i długów. Wysłano go do walki z Francuzami, ale kto te „Francuzy” Słowik nie wiedział, ino słyszał, że to „gorsze Niemcy”. Kazali walczyć, to walczył u boku pruskich żołnierzy. Zdobywał medale, myślał, że będzie paniskiem jak powróci do wsi. Sławny się stał, w swoim mniemaniu, ale poważania u sąsiadów nawet po kielichu nie zdobył. Długi rosły, Bartek coraz częściej zaglądał do kieliszka, a wpływy zaborców były coraz większe. Kiedy przyszła okazja do zmiany, zestrachany Słowik znów zadziałał pod niemieckie dyktando, co skończyć się dobrze nie mogło zarówno dla niego, jak i jego rodziny.
Gdybym tę książkę przeczytała w dzieciństwie, bez jakiś szerszych kontekstów i nie mając wszczepionej choć szczypty wiedzy historycznej, wyciągnęłabym z niej kilka myśli: pierwsza – Niemcy są źli, druga – mieszkańcy wsi to totalne tępaki. Nie wiem, czy dostrzegłabym, że ludziom pod zaborami ciężko, że muszą pożyczać kasę nawet od wroga, byle tylko jakoś wiązać koniec z końcem i co dzień do lustra powtarzać sobie: „byle do zbiorów!”. Nie wiem, czy psioczyłabym na arystokratę, który po przegranych wyborach wypiął pupę na wieśniaków i wyniósł się za granicę, żeby dalej opływać w dostatki. Ba! Nawet nie wiem, czy doceniłabym komiczno-tragiczną postać Bartka, tę ironię w tytule, a także pewne nutki szyderstwa w treści książki. Wątpię, chociaż bystre było ze mnie dziecię.
Zastanawiałam się, czy istnieje coś, co przekona mnie do utworów Sienkiewicza. Czy jakaś jego książka porwie mnie i przemówi do mojego serca, wzbudzając refleksje i będzie tak wspaniała, że ze wzruszeniem będę do niej wracać? Może z góry wmówiłam sobie, że Sienkiewicza nie lubię i kropka, więc nie wiem jaki Zwycięzca musiałby się z tą uparcie pielęgnowaną od lat szkolnych myślą zmierzyć. Tę lekturą także pan Henryk u mnie nie zaplusował… Będziemy jeszcze próbować, wszak sporo utworów w sienkiewiczowskim dorobku.
Książka bierze udział w wyzwaniach:
2 czyli wydana co najmniej dwa razy (2)
WYBRANE DZIEŁO WYBITNEGO AUTORA