Uwielbiam bawić się w literackiego górnika i wydobywać książki – diamenty, które nie są na super popularnym topie, bo często przyćmiewają je huczne komercyjne gnioty. I tak właśnie trafiłam na „Piromanów”- pierworodną książkę Emilii Teofili Nowak. Spodziewałam się lekkiej opowiastki o studenckim życiu, a otrzymałam wielowątkową opowieść o poszukiwaniu miłości i akceptacji, która płonąc rozsiewała wokół siebie iskry…
Rzeczy martwe mają z pewnością o wiele więcej duszy niż niektórzy ludzie.
Lidka, studentka filologii polskiej, nie ma szczęścia do Kasiek. Dzięki takiej jednej, z pupą na której zmieściłby się koc piknikowy z zastawą dla dwunastu osób, zmienia otoczenie i ląduje w poznańskim akademiku. To kolejne wyzwanie, które stawia przed nią dorosłość. Natyka się tam na całą paletę przeróżnych charakterów, pokus i używek. Znajomości, które zawiera niejednokrotnie spalają ją, ponieważ angażuje się w nie bez pamięci, często kosztem studiów i swoich marzeń. Zestaw akademikowych znajomych: Czesław, Chudy, Nieboski, Szoszana, Piekielski, będą wystawiać na próbę jej zaufanie, ściągną z obłoków i nieraz doprowadzą, że jej poczucie własnej wartości huknie przy zetknięciu z rzeczywistością.
Książka napisana jest w formie pamiętnika. Główna bohaterka nie używa górnolotnych słów. Nazywa rzeczy po imieniu, wplata wulgaryzmy dla zaakcentowania sytuacji patowych (ewentualnie pokazując charakterystyczne cechy Szoszany), których życie jej nie szczędzi. Możemy jej towarzyszyć w doli i niedoli, spojrzeć na świat jej wkraczającymi w dorosłość oczami i sercem, które pragnie odnaleźć prawdziwą miłość, parząc się przy tym kilkukrotnie. Nieraz czuje się samotna (najbliższa jej sercu przyjaciółka wyleciała do Japonii, a druga bratnia dusza nie przebywa w Poznaniu) i żaden mail, czy list wymieniony z koleżankami od serca tego nie rekompensuje. Nie jest jej obojętny również los Ukrainy (akcja zahacza o czasy, kiedy świat drżał i łączył się w bólu z naszymi sąsiadami ze wschodu, obserwując z niepokojem konflikt, mogący nawet przerodzić się w wojnę) i te obawy zręcznie wplata do swojej opowieści.
„Piromani” napisani są plastycznym językiem (ciekawa jestem, czy to nie zasługa prowadzonego przez autorkę bloga, bo widać, że pisze sprawnie i umiejętnie dobiera słowa), prostym, miejscami nawet mocno dobitnym i do bólu młodzieżowym. Nie brak w nich ironicznych sformułowań, które podnoszą ku górze kąciki ust. Są też jednak takie miejsca w historii Lidki, że ma się ochotę ją przytulić lub chwycić mocno za fraki i powiedzieć jej: „stop! Dziewczyno, opanuj się! Weź się w garść!”. Postacie, które powołuje do życia Emilia Teofila Nowak są wyraziste i na tyle realne, że czytając, sama nie wiedziałam kiedy zaczęłam przejmować się ich losem, a przerzucając kolejne strony poszukiwałam odpowiedzi, czy ci młodzi ludzie poradzili sobie ze swoimi problemami.
„Piromani”, to opowieść o młodych ludziach z wadami, zagubionych między dzieciństwem a dorosłością, pełna płomiennych wzlotów i upadków, do szpiku kości życiowa. Pozwala odkurzyć wspomnienia z czasów, kiedy wszystko przeżywało się mocniej i bardziej, przemyśleć ile mostów się spaliło i kiedy płonęło się niepotrzebnie, a odrodzenie z popiołów było niemożliwe.
Mam nadzieję, że autorka spłodzi jeszcze niejedną powieść, bo ta pierworodna jest w dechę! 🙂
Książka bierze udział w wyzwaniach:
T czyli taniocha – książka upolowana w promocji
24. szkolne perypetie