„Przyjdź i zgiń”, czyli jakie kryminały czyta Poirot

Agatha Christie „Przyjdź i zgiń”

4:13 i cztery zegary. Stenotypistka martwiąca się, że niewidoma nadepnie zwłoki leżące w bawialni za sofą. Fikołek i blizna za uchem. Rudy kot i teatralna lornetka. Poirot i jego remont. Czy to wszystko można jakoś sensownie połączyć, żeby wyszła z tego wciągająca intryga? Wątpliwe… chyba, że się jest wróżką lub… Agathą Christie.

Poirot westchnął.

– (…) Ostatnio bardzo pilnie potrzebowałem problemu. Nie jest ważne, powiedziałem sobie, co to za problem. Może to być, jak u zacnego Sherlocka Holmesa, głębokość, na jaką pietruszka została pogrążona w maśle. Rzecz polega na tym, żeby problem istniał. Nie chcę ćwiczyć mięśni, tylko komórki mózgowe.

 

Colin Lamb (wilk w owczej skórze ;)), nasz w większości główny narrator, wszedł w posiadanie tajemniczej karteczki z półksiężycem. Przechadzał się więc ulicą, próbując znaleźć numer domu, który jak przypuszczał udało mu się rozszyfrować. Niespodziewanie w jego ramiona wpada spanikowana istota płci żeńskiej, która wezwana do pracy pod 19-tkę, odkrywa za sofą zwłoki nikomu nieznanego mężczyzny. Okazuje się, że:

– jest to mieszkanie niewidomej kobiety,

– pojawiły się w nim dodatkowe zegary, które zostały ustawione na godzinę 4:13,

– nikt nie zamawiał usług stenotypistyki,

– nie ma żadnych świadków, czyli standardowe: „nic nie widziałem, nic nie słyszałem”,

– tożsamość mężczyzny, a także firma w której rzekomo pracuje są fikcją…

Jakby na domiar złego, gdzieś wiktoriańską ulicą Wilbraham Crescent przelatywał amor, który wystrzelił niespodziewanie swoją miłosną strzałę…

– Czy nie zdajesz sobie sprawy – dopytywałem się z oburzeniem – że w moim życiu jest mnóstwo pięknych kobiet-szpiegów wszelkiej narodowości? Wszystkie z takim biustem, że amerykański detektyw prywatny zapomniałby o swoim zapasie żytniówki w szufladzie na bieliznę. Jestem uodporniony na wdzięki kobiece.

– Każdy ma w końcu swoje Waterloo – odparł Dick. – To zależy od modelu. (…)

Sprawę prowadzi inspektor Hardcastle (jak dobrze, że pozostano przy nazwisku oryginalnym i tłumacz nie wpadł na pomysł spolszczania, bo cóż… inspektor Twardyzamek brzmiałoby bardzo niepoważnie :P). Niestety śledztwo nie posuwa się do przodu, a giną kolejne osoby. Wszystko wskazuje na to, że ktoś chciał by ofiara znalazła się dokładnie w tamtym miejscu i dokładnie tego wrześniowego dnia. Miała przyjść i zginąć…

Naszego zacnego Belga jest jak na lekarstwo i to „lekarstwo” bardzo trudno dostępne! Ale cóż się dziwić, Poirot jest tak znudzony, że postanowił studiować powieści kryminalne, dając nam przy tym wykład co czytać się powinno. 😉

Przygody Sherlocka Holmesa – mruknął z uwielbieniem [Poirot], a potem wygłosił z szacunkiem jedno słowo: maitre!, tak, mistrz.

– Sherlock Holmes? – spytałem.

– Ach nie, nie Sherlock Holmes! Oddaję cześć autorowi, sir Arturowi Conanowi Doyle. Te opowiastki Sherlocka są w rzeczywistości naciągane, pełne błędów i sztucznie skonstruowane. Ale sztuka pisania – ach, to coś zupełnie innego. Urok języka, stworzenie tej wspaniałej postaci doktora Watsona. To doprawdy triumf.

Oczywiście tylko Herkules wpada na trop, umiejętnie łączy fakty, bo nasi dzielni inspektorzy błądzą jak dzieci we mgle. Podjął wyzwanie i działał nie ruszając się z fotela, a mimo to, dojrzał więcej niż obecni na miejscu zbrodni funkcjonariusze.

– Jedna rzecz jest pewna – oświadczył [Poirot] – to musi być bardzo prosta zbrodnia. (…) Ponieważ wydaje się tak skomplikowana. Jeżeli było konieczne, by wyglądała na zawiłą, musi być prosta.

Myślę, że to nie jest moja ulubiona powieść Christie, bo bardzo doskwierał mi brak Poirota (który pojawia się dopiero na 126 stronie!), Hastingsa, inspektora Jappa czy chociażby panny Lemon. Intryga była interesująca, jednak finał mógł okazać się bardziej spektakularny. Irytowała mnie panna Webb.

Zdecydowanie wolę serialową wersję tej powieści pani Agathy z niezastąpionym Davidem Suchetem. 🙂

 

Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym:

 

 

  • Co za tytuł! Co za recenzja! Kiedy ja mam to wszystko przeczytać?

    • Stworek vel Oka

      Młoda z Ciebie dziewuszka, dasz radę. 😉 Czytając 26 książek miesięcznie zdecydowanie „dasz radę” nie brzmi jak pusty frazes. 😉

    • Mam taki plan! Ale, cóż zrobić, najpierw szkoła potem przyjemności 😀 Całuski Stworku :*

  • Doskonała recenzja! Intrygujesz, ale nie uchylasz rąbka tajemnicy więcej, niż to konieczne.
    Poirot zaczytany!
    Chyba zapoznam się i z książką i z filmem! 🙂

    • Stworek vel Oka

      Bardzo dziękuję za miłe słowa. 🙂 Twórczość Christie nie ma sobie równych. 🙂
      Serdecznie pozdrawiam 🙂

  • Wstyd się przyznać, ale nie przeczytałam ani jednej książki A. Christie, chociaż uwielbiam kryminały. Mam oczywiście w swoich planach czytelniczych jej książki, ale ciągle jakoś się nie składa… 😉 Notorycznie brakuje czasu na wszystkie książki, które chciałoby się przeczytać 🙂 Ech… gdyby doba mogła być dłuższa 😉 Tradycyjnie muszę zaznaczyć, że recenzja miodzio 🙂 Pozdrawiam 🙂

    • Stworek vel Oka

      Bardzo dziękuję za Twój komentarz i pochwałę. 🙂
      Warto wygospodarować czas na Christie. 🙂 Czyta się szybko i przyjemnie, do tego z kryminalną satysfakcją. 🙂 Pozdrawiam serdecznie 🙂

    • Ależ proszę, to wyłącznie zasłużona uwaga 🙂 A na Christie postaram się wygospodarować trochę czasu, planuję od długiego czasu i najwyższy czas urzeczywistnić swoje plany, a czy się uda? Zobaczymy 🙂 W każdym razie zaintrygowałaś mnie Zajasem i książka jest w drodze do mnie 😉 Pozdrawiam 🙂

    • Stworek vel Oka

      Ach!! Strasznie się cieszę! 🙂 Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz! 🙂