W końcu i ja dopadłam „Krucyfiksa” i wyjść z podziwu nie mogę, jak świetnie Carter zaczął przygodę przystojnego, wszechwiedzącego detektywa Huntera. Było niebezpiecznie, emocjonująco, aż paznokcie same się chwilami obgryzały! 🙂
Misterna intryga, spora dawka kryminalistyki, psychologii i biologii, dobre opisy, które pozwalały poczuć nie tylko smak alkoholu w ustach, ale i przerażający obraz śmierci i ogrom emocji! Smakowity kąsek, zdecydowanie!
Miałam nosa, kto okaże się mordercą (dziękuję panie Poirot, dziękuję :P), ale to nie zniechęciło mnie do przewracania kartek z dreszczykiem! Krzyczałam, kiedy Robert budował napięcie i ponaglałam go, żeby w końcu wypowiedział TO imię, do tego… te ostatnie strony… I jakiś taki smutek…
Mimo tego, że skończyłam czytać kilka godzin temu, cały czas zastanawiam się, co by było gdyby… Nie przypuszczałam, że tak zżyję się z bohaterami!
Świetna robota Panie Carter! Kryminał z wyższej półki! 🙂
Pingback: Pasterz, który mrozi krew w żyłach, czyli relacja ze spotkania z Chrisem Carterem w Krakowie |()