Był psychologiem kryminalnym, muzykiem sesyjnym współpracującym między innymi z Rickim Martinem, serwował pizzę i hamburgery, tańczył, a teraz jak ktoś go zapyta czym się zajmuje, to odpowiada: „sprzedaję Biblię” ewentualnie „jestem pasterzem”, bo nie chce afiszować się tym, że jest pisarzem. Tworzy przerażające thrillery i lubi motyle. Kim jest Chris Carter?
Wydawnictwo Sonia Draga, wraz z Wojewódzką Biblioteką Publiczną w Krakowie, zgotowały nie lada frajdę fanom literackich mocnych wrażeń, zapraszając 3. czerwca 2016 roku, do królewskiego miasta, Chrisa Cartera, autora czterech dotychczas wydanych w Polsce książek: Krucyfiksa, Egzekutora, Nocnego prześladowcy i najnowszej – Rzeźbiarza śmierci (moja opinia wkrótce). Spodziewałam się większej frekwencji, ale widocznie sporo w Krakowie takich wstydków jak ja, dlatego było kameralnie, ciekawie i niezwykle sympatycznie. 🙂 Niestety współprowadzący spotkanie się nie przedstawili, więc mogę tylko powiedzieć, że mężczyzna w okularach zadawał pytania, a pani tłumacz przekładała z angielskiego na nasze. Publiczność jednak okazała się niezwykle angielsko-pojęta, bo parskaliśmy śmiechem, zanim do naszych uszu dotarły spolszczone słowa autora. 😉
Co urzekło go w pisarstwie? To, że dostaje pieniądze za to, że coś sobie wyobraża. Nigdy nie myślał o pisaniu, w dzieciństwie nie zapisywał zeszytów opowiadaniami, po prostu tak wyszło. Pierwszy utwór, który zaczął tworzyć nie był kryminałem (próbował przelać na papier swój niezwykły sen), ale po co miał pisać o sprawach, na których się nie zna? Padło więc na kryminały, które czerpią z jego bogatego doświadczenia. Pisanie jednak sprawia mu ogromną trudność, bo nie ma notatek, po prostu siada i pisze. I tak przez około siedem miesięcy, po osiem godzin dziennie, od poniedziałku do piątku, w swoim biurze. Po skończeniu każdej książki, ma wrażenie, że to kit, że nikt tego nie przeczyta, a jednak z dnia na dzień przybywa fanów jego twórczości. Niektórzy nawet czują się zainspirowani – Carter ma nadzieję, że nie do morderstwa. 😉
Co utkwiło mu z przesłuchiwań seryjnych morderców? To, że fikcja ma sens, a wiele zbrodni popełnianych na co dzień, kompletnie nie znajduje uzasadnienia i gdyby o tym napisał książkę, to nikt by tego nie przeczytał. Carter przytoczył przykład mężczyzny, który awanturował się z jakimś gościem w barze. Nie zabił go zaraz po wyjściu z budynku, tylko poszedł za nim, aż do jego domu, tam mordując nie tylko jego, ale też całą jego rodzinę. Zapytany, dlaczego ich zabił, odpowiedział: „bo byli w domu”. Kolejnym przykładem jest sprawa Rosjanina nazywanego szachowym zabójcą, który w latach 70-tych, postanowił zabić tylu ludzi, ile pól ma szachownica. Mordował w parku, zadając ciosy młotkiem, później ukrywał ciała. Udało mu się zabić ponad 50 osób. Na pytanie, dlaczego zabijał, odpowiedział, że chciał pobić rekord w mordowaniu, który wynosił 53 osoby. Gdy postawiono mu zarzut zabójstwa 51 osób, domagał się wznowienia śledztwa, bo był przekonany, że ofiar jest więcej i to on zajmie miejsce dotychczasowego „rekordzisty”.
Skąd pomysły na mordowanie ludzi? Mam szalone pomysły i je wypróbowuje (Chris się zaśmiał). To tylko moja praca, przez kilka dni wymyślam metody zabójstwa. Nieważne gdzie jestem, cały czas odnajduję pomysły, nawet kiedy był na plaży ze swoją byłą dziewczyną. Nie przerażają mnie i jak każdy autor reaguję entuzjazmem, czasem, gdy stworzę jakąś scenę to wychodzę na spacer, bo przywołują we mnie wspomnienia na przykład związane z moimi przyjaciółmi.
Tworząc bohaterów na nikim się nie wzorował, wiele cech, które posiadają Hunter i Garcia (główni bohaterowie powieści Cartera) są tożsame z jego, na przykład Hunter jest psychologiem cierpiącym na bezsenność, a Garcia ma długie włosy i pochodzi z Brazylii, jak Carter. Nie planował cyklu książek o Hunterze, chciał uśmiercić go w pierwszym tomie, jednak wydawca kategorycznie się nie zgodził i tak Chris napisał już osiem tomów o amerykańskim detektywie.
Ulubionymi pisarzami Cartera są Tess Gerittsen (której powieści czytał zanim w ogóle zabrał się za pisanie) i Ian Rankin. Był niezwykle podekscytowany, że z Tess spotka się na Międzynarodowym Festiwalu Kryminału we Wrocławiu.
W ramach akcji charytatywnej, która wspierała dzieci dotknięte chorobą nowotworową, można było zostać bohaterem jego książki. Bardzo dużo osób chciało być ofiarami, jednak nie zadowalała ich śmierć od postrzału w głowę. Jedna kobieta, która wygrała aukcję, została przez Cartera uśmiercona jadem niezwykle zabójczych pszczół, które nie tylko ją zewnętrznie kąsały, ale także dostawały się do jej organizmu przez otwory ciała – była tą rolą wręcz zachwycona.
Z publiczności padło pytanie o tatuaże, których Chris Carter ma sporo. Wiele z nich ma wymiar symboliczny, na przykład znak krucyfiksa z pierwszej powieści, twarz ofiary, czy też rozdarte serce jako znak zawodów miłosnych. Posiada również te dla ozdoby, które są czymś w rodzaju biżuterii. Lubi motywy kwiatów, czaszek i motyli, które symbolizują wolność. Chris uważa, że ludzie są jak motyle, bo przez całe życie przechodzą transformację. Chris przyznał, że ma jeszcze miejsce na nowe tatuaże, ale nie ma póki co pomysłu, czym ozdobić swoją skórę. Poza tym to boli, co wielokrotnie podkreślał, więc nie wie, czy wytrzymałby jeszcze sześć godzin podczas wykłuwania motywu.
Mam też przecieki o czym będzie piąty, szósty i siódmy tom przygód detektywa Huntera. Książki dotychczas nie ukazały się w Polsce, ale mam nadzieję, że prędko zostanie to nadrobione, bo niecierpliwie na to czekam! 🙂 Nie zdradzę szczegółów, żeby się podrażnić i zasiać ziarnko niepewności. 🙂
Szalenie się cieszę, że poszłam, wyciągając Męża w roli tragarza moich czterech książek, bo to fascynujące i niezwykle elektryzujące, móc na żywo zobaczyć, usłyszeć i uścisnąć dłoń autorowi, który na tyle cię zainteresował swoją twórczością, że z niecierpliwością wyglądasz kolejnych jego dzieł. Chris Carter jest niezwykle wszechstronnym mężczyzną, który umie zainteresować, rozbawić, do tego potrafi podzielić się swoją wiedzą na temat psychiki seryjnych morderców. Dziękuję, że mogłam tam być i zapisać to spotkanie w serduchu, nadając mu tabliczkę „niezwykle miłe wspomnienia”. 🙂