No i jak to jest z tą starą miłością? Rdzewieje? Czy może jednak to wciąż niegasnący płomień, do którego wystarczy dorzucić końskich zalotów i wtedy buchnie pod niebo, niczym podlana benzyną. 😉 Lovestorzak w akademickim wydaniu czas rozpocząć!
Dwudziestotrzyletnia Emely jest jedynaczką pochodzącą z niewielkiego niemieckiego miasteczka. Ma kochających rodziców (wreszcie brak patologii w książce :P), studiuje w Berlinie literaturoznawstwo (czyli robi to, co lubi) i pomieszkuje w akademiku ze współlokatorką Evą dostarczającą jej wielu wrażeń i niesmacznych niespodzianek (ot chociażby gdy dopadnie ją ochota na seks, a jej facet jest w pobliżu, to zdarzyło się, że wylądowali w łóżku naszej głównej bohaterki). Emely jest ogólnie szczęśliwa (no może z wyjątkiem momentów, kiedy się potyka i przewraca ;)), choć nie znalazła jeszcze męża, czego usilnie pragnie jej matka. Był w jej życiu ktoś ważny, ale musiała wybić go sobie z głowy, bo bardzo ją zranił, roztrzaskując jej nastoletnie, naiwne serducho na milion kawałków.
Spokój dziewczyny zaburza pojawienie się jej najlepszej przyjaciółki Alex (zmienia studia i przenosi się z Monachium do Berlina), która jest typową krejzolką, zwłaszcza jeśli chodzi o niewyparzony język i skłonność do zakupów. Można powiedzieć, że to sąsiadka, wszak mieszkały koło siebie w rodzinnej miejscowości. Emely oczywiście pomaga jej przy przeprowadzce i wtedy staje oko w oko z przeszłością… Przeszłością o cynamonowych włosach i turkusowych oczach. Od razu obudowuje pancerzem nienawiści, nie zamierzając dopuścić do siebie chłopaka – Elyasa – który tak namieszał w jej życiu siedem lat wcześniej. Czy mężczyźnie uda się przebić przez tą osłonę? A przede wszystkim, czy Elyas czuł kiedyś do niej to samo i zamierza reanimować to uczucie sprzed lat?
– Masz na myśli moją definicję miłości?
– Nie, myślę o miłości w ogóle.
– A co to jest miłość w ogóle?
– Kaprys natury, defekt genetyczny – nazwij to, jak chcesz. Faktem jest, że miłość istnieje tylko po to, by dwoje ludzi po prokreacji zostało razem tak długo, aż potomek osiągnie pełnoletność.
Niezwykłym atutem książki są świetnie budowane dialogi, a że jest ich naprawdę baaardzo dużo, to nie sposób nie wkręcić się w historię. Muszę przyznać, że wielokrotnie splułam książkę, bo wymiana zdań między Emely i Elyasem tylko podgrzewała moje ciche podśmiechiwajki, które przeradzały się w parskanie i donośny chichot. 🙂 To było rewelacyjne i dzięki temu książka się broniła i nabierała kolorków (nie tylko wiśni 😉 ) , bo historia… cóż jest przewidywalna i mnie nie zaskoczyła w żadnym momencie (mam po prostu za dobrego nosa, który jeszcze się wyostrzył po lekturze kryminałów 😉 ). Myślę jednak, że nie chodziło tu o szokowanie, a pokazanie stopniowego topnienia lodowca, przemian młodych dorosłych, którzy choć odnaleźli siebie już dawniej, ale schrzanili tę relację i teraz są bezradni. No dooobra, przyznam bez bicia: brakowało mi śmierci. 😉 To brzmi brutalnie, wiem. 😉 Moim zdaniem brakowało książce takiej drugo- albo nawet trzecioplanowej tragedii (ach ten wpływ Kinselli, która nie cacka się ze swoimi postaciami, tylko rzuca im kłodziszcza pod nogi ;)), a nie tylko takiego lekkiego popieszczenia momentem mało sympatycznym.
Jest to zdecydowanie udana pierwsza część dylogii (nawet nie wiedziałam, że tak się określa cykl składający się z dwóch tomów – nawet podczas pisania opinii człek się czegoś może nauczyć 😉 ) i zdradzę w tajemnicy, że była tak wciągająca, że jak dorwałam się do książek, to po dwóch dniach dotarłam do końcowej okładki drugiego tomu (a to w sumie niebagatelne około 900 stron!). Odkurza wspomnienia o nastoletnich miłościach, burzy uczuć towarzyszących zakochiwaniu i podchodów, żeby zbliżyć się do tego jedynego, którego czuje się sercem, choć nie zawsze idzie to w parze z rozumem. I powtórzę raz jeszcze: dialogi przepełnione ciętymi ripostami, ociekające sarkazmem, dowcipem – skradły moje serce! 🙂
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina! 🙂
Książka bierze udział w wyzwaniu: