Wydawałoby się, że będzie to historia znana jak świat, bo czyż dwóch gości, jedna dziewuszka i ich uczucie nie jest typowym romantycznym bełkotem wielu powieści, nie tylko tych osadzonych w fantastycznym świecie? Czy wystarczy zestawić nietypowe rasy: Gargulce i Demony, żeby było inaczej? Czy „Ognisty pocałunek” rozpala czytelnika?
W chwili, w której cię odnalazłem, zagubiłem siebie.
Layla, wynik zmieszania genów Demona i Gargulca (rasy nazywanej zwykle Strażnikami), nie ma w życiu lekko. Wychowywana przez Strażników, czuje w sobie palące piętno tej mroczniejszej natury, choć dzielnie z tym walczy i zalewa je sokiem pomarańczowym. Dziewczyna widzi dusze i na te o intensywnych barwach ma wielką ochotę, chciałaby je wyssać i nasycić się nimi, choć to złe i piekielne, nie może powstrzymać tego pragnienia i musi z nim walczyć. Jako wychowanka Gargulców, którzy tępią Demony i nie chcą dopuścić by te podziemne istoty panoszyła się po Ziemi (jeszcze rozpętałyby apokalipsę!), Layla pomaga im w ich oznaczaniu, bo dodatkowo posiada tę przydatną umiejętność. Nie jest to jednak bohaterka idealna, bo nie potrafi się przemieniać w żadną z form i pozostaje zawsze w ludzkiej postaci, przez co czuje się jak muł, mieszanka dwóch ras, jednak nie mogąca w pełni identyfikować się z żadną…
Wychowywała się z Zaynem, przystojnym jasnowłosym niebieskookim Strażnikiem, z którym świetnie się dogaduje, uroczo droczy i wie, że może mu zaufać. Jest synem szefa Gargulców, poniekąd przydzielonym do ochrony Layli, jednak w wielu przypadkach czyni to z własnych chęci. Niestety Zayne ma duszę, a jego przyjaciółka dusze wysysa, więc nawet pocałunek nie wchodzi w grę, nie mówiąc już o związku poważniejszym. Mimo to nasz głównobohaterski muł jest o niego zazdrosna i kiedy ojciec sugeruje mu, że powinien się ożenić z jedną ze Strażniczek, Layla stroi fochy. Nie trwa to jednak długo, bo na jej drodze staje ktoś inny…
Ludzie o najczystszych duszach są zdolni do wyrządzenia wielkiego zła. Nikt nie jest doskonały, bez względu na to, kim jest lub po której stronie barykady stoi.
Przystojny Demon Roth, ciemnowłosy i żółtooki, bezczelny, zawadiacki, łobuzerski, bezpruderyjny i wygadany, przyjaźniący się z Bambi i Tuptusiem (nie zdradzę co nosi takie imiona ;)) zbliża się do niej, pozwalając oswajać jej demoniczną cząstkę. Nie bawi się w żadne pochody, bierze to na co ma ochotę, rozpalając zmysły, ciało i serce Layli.
I tu stop, rzucę refleksją. Rozczarowałam się, bo nie wiem czemu myślałam, że Layla nie może zbliżyć się do nikogo, zarówno do zwykłego człowieka, jak i do Gargulca, ale również do wysłannika piekieł. A tu autorka tak jej ułatwiła, do tego ewidentnie widać, że sama wręcz zakochała się w niegrzecznym chłopcu jakim był Roth (a ja wolałam Zayne’a, no! 😛 ). Okej, okej, ja wiem, że tacy bohaterowie są zawsze w cenie, lubi się ich charakterki, bezpośredniość, a jak jeszcze zajdzie w nich jakaś przemiana, to czytelniczka ma się posikać z radości. No fajnie, ale co z wieloletnimi uczuciami rodem z „Romea i Julii”? Najwyraźniej ja należę do gatunku starodatowców, którzy cenią sobie romantyczną miłość, a nie tylko szturm na cielesność.
Ale w „Ognistym pocałunku” nie chodzi tylko o uczucia. Autorka całkiem buduje historię i podgrzewa akcję, udaje się jej nawet zrobić kilka jej zwrotów, pozwalając postaciom na odnalezienie się w nietypowych sytuacjach. Pojawią się dylematy, balansowanie na granicy prawdy i kłamstwa, a także mroczne tajemnice w iście piekielnych klimatach. I to naprawdę wciąga! Zaobserwowałam u siebie wypieki na twarzy, a i pod koniec znaczny wzrost wilgotności powiek, bo wkręciłam się w tę historię, naprawdę i to nawet do tego stopnia, że mam ochotę jak najszybciej czytać dalszą część, bo jestem ciekawa, czy da się coś zrobić w kwestii Zayne’a, czy zapach Rotha wciąż będzie się pojawiał w najmniej spodziewanych momentach i czy kiedykolwiek poznamy „mieszkańców” piekielnego kotła (a ciekawe tam mieszkają persony).
Było romantycznie, zabawnie, lekko, refleksyjnie, ciekawie i ze strony na stronę coraz bardziej wciągająco, czyli tak jak zachęciła Magda z Książkowych Wyliczanek w swojej recenzji. 🙂 Choć obawiałam się, że bohaterowie będą sztuczni (bo ileż można czytać o samych przystojniakach), to autorce udało się dać im zarówno pazur, jak i pilnik, dzięki czemu można obdarzyć ich emocjami, powkurzać się gdy zajdzie taka potrzeba, ale też i westchnąć, gdy pogłaszczą nas romantyczną postawą. I mam nadzieję, że ten nietypowy miłosny trójkąt dostarczy mi równie dużo rozrywki w kolejnym tomie, który po prostu muszę przeczytać i to czym prędzej. 🙂
Dziękuję serdecznie Magdzie z bloga Książkowe Wyliczanki, która podzieliła się lekturą puszczając ją w świat w Book Tourowej walizce. 😉
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Pingback: Który uderzy do głowy: piżmowo-korzenny czy miętowy? czyli „Arktyczny dotyk” Jennifer L. Armentrout |()