Kraków jest miastem magicznym, a Magdalena Kubasiewicz dodała tej magii nowej mocy, umieszczając w nim wiedźmę-opiekunkę. Ba! Wmiksowała w to jeszcze krakowskie legendy i króla! Czy połączenie współczesności z ludowymi wierzeniami może się udać, zwłaszcza tak młodej, debiutującej autorce? Biorę ją na widelec! 😉
Kraków jest stolicą Polanii, w której dawne czasy mieszają się ze współczesnością. Mamy na Wawelu króla Juliana, młodego władcę w wieku ożenkowym (lat około dwudziestu pięciu), Smoka wawelskiego (gadzinę posługującą się magią w celu ochrony miasta), a dodatkowo Pierwszą Czarownicę, czyli Sarę Weronikę Sokolską (zwaną przez króla i Smoka: Saniką, przez innych magów: Piekielnicą). Ową niewiastę, która z charakteru przypomina Małą Mi (wzrostem też nie grzeszy), poznajemy, gdy wyrusza na akcję ścigania zabójcy młodej dziewczyny, jak się okazało siostry królewskiego powinowatego, Tomasza Niepołomica. Widać, że w sprawie maczały palce jakieś magiczne siły, bo zarówno przyroda, jak i mieszkańcy okolic zachowują się co najmniej dziwnie. Nieustraszona Sanika wkracza więc do boju, nie mając nic do stracenia (wszak nikogo nie kocha, niczego się nie lęka) i wkrótce w wiklinowym koszyczku ląduje głowa sprawcy (miała być na srebrnej tacy, ale Sokolska nie miała takiej pod ręką).
Po powrocie do stolicy Polanii, na Sarę czeka wyzwanie, bo ktoś ośmielił się wedrzeć na Wawel mimo jej skrupulatnie utkanych zaklętych zabezpieczeń. Zginęły artefakty, które ochraniają miasto przed czarną magią i wszelkimi istotami bieso-demono-diabłopodobnymi. Coś też poluje na samą Pierwszą Czarownicę…
– Znam melodie nocy i umiem do nich tańczyć -(…).
Jest magia, dużo magii. Mnóstwo tajemniczej mgiełki pełzającej po tekście, chwilami niezrozumiałej, ale wzmacniającej klimat tej powieści. Nóż wiszący w Sukiennicach, rycerze zaklęci w gołębie, Smok zamieszkujący wawelską pieczarę, czakram i Twardowski, to legendy, które ożywają na nowo, zgrabnie połączone w całość, która o dziwo posiada ręce i nogi, że chwilami bardzo magiczne, to już inna bajka. 😉 Pojawiają się postaci, posiadające cechy charakterystyczne (chociaż nie wiem czemu, ale przez pierwszą część książki miałam wrażenie, że ktokolwiek się nie pojawi będzie rudy. Zastanawiam się, czy autorka ma jakiś uraz do marchewkowłosych, czy może to jakieś takie współczesne czasy, gdzie rudzi nie są „odmieńcami” ;)). Postać Białej Czarodziejki, Kaliny, Chmielewskiego, a nawet samego Juliana, mają nie tylko kontury, ale co nieco wiemy o ich charakterkach i poczynaniach. Tylko kimże jest Wiele Pieśni i facet, który tańczył z Saniką? Pewnie czepiam się szczegółów, może nie wyłapuję drugiego dna, a moja wyobraźnia chwilami leniuchowała podczas lektury, bo nie przypominam sobie, żeby jakoś z tekstu wynikało znaczenie kilku postaci, słów, sformułowań. Chwilami jest jak dla mnie zbyt tajemniczo, niedopowiedzeń jest tyle, że ciekawość wręcz potyka się o kolejne strony, a nie znajduje ujścia w rozwiązaniach (rozpieściły mnie kryminały, gdzie wszystko okazuje się wytłumaczalne ). Pewnie taka jest fantastyka i tak ma być, ale że w tym gatunku to ja raczkuję, więc możliwe, że nie do końca doceniam kunszt autorki i jej przemyślane zabiegi.
Sama Pierwsza Czarownica-Piekielnica jest postacią intrygującą. Autorka nie starała się na siłę zrobić z niej fajnej, nie rzuciła jej w męskie ramiona, ku uciesze fanów fantastycznych romansów. Sanika to czarny, nieokiełznany kocur, który jest wierny swemu panu, ale nie da mu się zagłaskać, zawsze stawia na swoim i chodzi ścieżkami, które sam wybierze. Do tego ostrzy sobie pazurki na ciętym, czarnym humorze i igra z niekoniecznie jasną stroną mocy. Do tego nieznajomość przeszłości Sokolskiej, źródeł jej mocy, a także tajemnicze wzmianki o jej niepierwszym już życiu… powodują, że ciekawość wierci nam dziurę w brzuchu, a lektura ze strony na stronę wciąga jeszcze bardziej.
Mam wielką ochotę powiedzieć: „wow!”. Wow! – bo to debiut Magdaleny Kubasiewicz. Wow! – bo akcja we współczesnym Krakowie, po którym można przejść się z Saniką (widać, że autorka zna miejsce, o którym pisze!). Wow! – bo scaliła, zgrała, splotła, związała mity, legendy i ludowe wierzenia w jedną całość, osadzając to w XXI-wiecznych realiach. Wow! – bo mimo, że nie jestem fanką, znawcą fantastyki, to czytałam z zapartym tchem, czerpiąc przyjemność z tej magicznej opowieści.
Oby więcej takich debiutów, oby więcej takich książek, oby więcej Kubasiewicz! 🙂
Książka bierze udział w wyzwaniach:
6 czyli sześć tytułów, które polecisz innym (3/6)
AKCJA KSIĄŻKI TOCZY SIĘ W TWOIM MIEŚCIE
13. śladami bohaterów możemy ruszyć