– Not in the hałs, mister – powie mu przez telefon, kiedy zacznie świtać. – Not trupa in the hałs.
Jak pięć rodzajów czcionek w tytule, tak pięć różnych kobiet zasiadało w hiszpańskiej redakcji „Librarte”, którą przyleciał zamknąć dandys Atticus Craftsman, niosąc ze sobą miłosny pięcioksiąg (Duras, Lawrence, Miller, Nabokov, Sade), a także zapas angielskiego earl greya. Lecz…
Atticus przepadł, przynajmniej w mniemaniu jego dystyngowanych podszytych przepychem rodziców. Inspektor Manchego (nadał sobie to przezwisko na cześć don Kichota), dostał zlecenie postawienia na nogi całej hiszpańskiej policji, bo przecież to zupełnie nienormalne, żeby dorosły mężczyzna wyjechał w podróż bez wcześniejszej konsultacji tego pomysłu z wyfiokowaną matką (notabene owa kobieta, tak przejęta losem syna, nie mogła od razu włączyć się do poszukiwań, ponieważ musiała odbyć kurtuazyjne spotkania, które w jej harmonogramie były akurat zaplanowane na czas nieplanowanej nieobecności Atticusa, jakonśmiał!). Trop urywa się w wynajętym przez Craftsmana mieszkaniu (które pewnie w pojęciu jego matki, Moiry, mogło by być co najwyżej garderobą dla służby), a że Atticus był cudzoziemcem, to nie jest rozpoznawany i znikąd pomoc nie nadchodzi.
Drewniane drzwi do budynku numer pięć na maleńkiej ulicy Alamillo, zbite z dykty i pomalowane na zielono, wydały się jej wrotami do piekieł, a zapach na klatce – połączenie gotowanego pierdnięcia i przywartej do patelni smażeniny – był bez wątpienia dużo gorszy niż odór siarki z piekła rodem.
Tymczasem rozpacz w kropki, bo pięć kobiet: Berta (redaktorka, około pięćdziesięcioletnia stara panna), Asuncion (matka dzieciom, gafostrzelca), Solea (Cyganka o hiszpańskiej krwi) Maria (poszukująca w ramionach Pirata żaru miłości, który powoli wygasa w jej małżeństwie, matka trójki dzieci) i Gaby (przeszczęśliwa mężatka, usilnie starająca się o dziecko), próbują poszukać sposobu, żeby nie wywalono je na bruk. Praca jest ich motorem, do tego spaja więzi, które powstały między kobietami, kiedy cała piątka spotkała się w „Librerte”. Nie mogą dopuścić, żeby jakiś Crasman przewrócił ich świat do góry nogami, dlatego pierw próbują dotrzeć do niego przez żołądek, serwując pożywne hiszpańskie śniadanie, a gdy to nie poskutkowało, wyciągnęły zdecydowanie większy i skuteczniejszy kaliber: oczy Solea i jej powabne wdzięki, a także tajemnicze listy w skrzyni babki w Granadzie…
Czy Atticusowi nie zabraknie earl greya, a jego matce soli trzeźwiących? Czy hiszpański temperament rozpali angielskie zmysły? Jaką rolę odegra Tolkien i Hemingway? Czy Manchego będzie walczył z wiatrakami, czy okaże się osłem? Jak potoczą się losy pięciu kobiet? I wreszcie, czy uda się odnaleźć zaginionego Atticusa Craftsmana?!
To barwna, ciepła, można by rzec wręcz radosna opowieść o przyjaźni, miłości i różnorodności, która dzięki odniesieniom do literatury, staje się rarytasem dla czytelnika. Ta wielokolorowa mozaika z hiszpańskiego pieprzu i angielskiej herbaty rozpala humorem i pomysłowością, przegania chmury nudy i odcina sznur wisielczemu humorowi. Mamen Sanchez buduje wielokrotnie złożone zdania, w których rytm trzeba się wbić i które zwolennikom równoważników spędzą sen z powiek (podziwiam panią tłumacz Aleksandrę Wiktorowską, że podołała tym niezwykłej krasy wypowiedziom!). Serwuje też ciekawą przestrogę odnośnie mężczyzn w mundurach, które tak wiele panien oczarowują i wiążą sznurem:
(…) to fascynacja, która trwa do poranka, po miłosnej nocy, kiedy mężczyzna budzi się nagi i bezbronny, pognieciony mundur w nogach łóżka, a dziewczyna zastanawia się, co w czasie tych kilku godzin zamieniło księcia we włochatą ropuchę.
Ach, dość już, zbędna długa mowa!
Powiem po prostu w kilku słowach:
Połechtana literacka dusza
tym zniknięciem Atticusa! 🙂
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina! 🙂
Pingback: O kulejącym żeglarzu i niechcianych kabaretkach, czyli „Zabrania się miłosnych ekscesów na progu stancji” Mamen Sanchez |()