„Pieniądze to nie wszystko” Rhys Bowen, to już czwarty tom świetnej serii kryminału w stylu retro, który przenosi nas do Nowego Jorku (tym razem nie tylko ;)) na początku XX wieku. Niezastąpiona, wszędobylska, wtykająca nos w nie swoje sprawy Molly, urocza wyszczekana rudowłosa Irlandka, kolejny raz pokazała swoją niezależność i upór w dążeniu do wyznaczonych sobie celów, a robiła to z przytupem, dosłownie!
Żeby lepiej wczuć się w klimat tej powieści, warto znać pierwsze tomy, czyli: „Prawo Panny Murphy”, „Śmierć Detektywa” i „Do grobowej deski”. Pierwsze dwa tomy ukazały się w 2013 roku, zdobywając moją „dozgonną” czytelniczą wierność! Poźniejsza prawie roczna przerwa w wydaniu kolejnego tomu była prawdziwą katorgą, a kiedy po ukazaniu się „Grobowej deski” słuch po Rhys Bowen zaginął (choć w oryginale seria o Molly się pisze, ba! nawet aktualnie), uruchomiłam pocztę i napisałam do wydawnictwa. Moje maile jednak zazwyczaj pozostają bez echa. 😉 Ku mojej wielkiej uciesze jednak w planach na 2015 rok był kolejny tom serii! Takie kamienie powinny częściej spadać z serca!
Cóż mnie tak urzeka w tych kryminałach? Może ten klimat, który Rhys Bowen stwarza i potrafi przenieść czytelnika do tamtej epoki? A może chodzi o główną bohaterkę, która swoim temperamentem, nieszablonowym zachowaniem i umiejętnością wplątywania (a później wyplątywania się) z kłopotów, bardzo przypomina Anię z Zielonego Wzgórza, o wiele jednak bardziej twardo stąpającą po ziemi, niż bujającą w obłokach? Może jednak chodzi o Daniela – swoistego Zorro, który nie zawsze na koniu, ale jednak zjawia się o czasie i tworzy barwny duet z rudowłosą (nie tylko wizualny ;))? Ciągle zadaję sobie te pytania, bo kiedy zaczynam czytać książki tej autorki, to wpadam po uszy. Może świat się walić, a mnie nie ma – zostaję uprowadzona i przeczepiona do spódnicy Molly.
Ta historia jest niezwykle ciekawa, bo kiedy Murphy prawie przymiera głodem po tym jak niechętnie obdarzają ją zaufaniem jako prywatnego detektywa (jest kobietą, a to w tamtych realiach nie do pomyślenia), w mieście zaczyna szaleć tyfus, Jacob jednak nie jest takim niezależnym mężczyzną na jakiego wyglądał, a Daniel wciąż kręci z nie tą co trzeba… pojawia się propozycja zarobku w zamian za zdemaskowanie słynnych spiritualistek. Rudowłosa nie waha się długo, bo kobieta, która sprzedaje kwiaty dodaje do tej, wydawało by się błahej sprawy, jeszcze kilka hipotez niewyjaśnionych z przeszłości. Molly znów będzie mogła, przynajmniej w swoim mniemaniu, pobawić się w detektywa.
Dom nad rzeką Hudson skrywa wiele tajemnic: od niewyjaśnionej do końca sprawy Brendana, poprzez figurki zwierzątek z Arki Noego, po plamę smaru na jedwabnej sukni dziewczyny z dołeczkami w policzkach. Niespodziewanie powraca również sprawa z początków tomu pierwszego (muszę przyznać, że serce waliło mi jak oszalałe!), bo to wszystko mogło się źle skończyć… A te seanse! Brrrr… prawdziwy horror!
Cicho jęknęłam, że rozwiązanie sprawy wypłynęło w takich, a nie innych okolicznościach przyrody. Spodziewałam się bardziej zawiłej intrygi, a może raczej innych pobudek sprawcy. Troszkę to było sztuczne, chociaż po chwili Bowen zrobiła krwawą masakrę, więc niech będzie… 😛
Życie to nie Pismo Święte. Nie muszę im oferować schronienia.
Cała seria książek wydana jest w formie bardziej kieszonkowej, co umożliwia zabranie ich ze sobą wszędzie i nie zmusza do oderwania się od czytania. 😉
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy! Co zrobi Daniel? Jak się potoczą losy Seamusa, zwłaszcza teraz? Co dalej z Molly i jej karierą detektywistyczną? Pytań setki, a pewnie znów przyjdzie mi czekać na kontynuację… Mam więc czas, żeby rozważać różne scenariusze, jednak Rhys Bowen i tak zaskoczy mnie opisując niezwykłe przygody Panny Murphy. Do tej pory udaje się jej to wyśmienicie!