Krwawa okładka, nazwisko autora, które po „Krucyfiksie” zapowiadało, że to może być kawał dobrej lektury i te jak zawsze działające na wyobraźnie straszące zwroty z okładki… Brrr, to było dopiero preludium do masakry, jaką zgotował „Egzekutor”.
Bo czy można inaczej określić coś, co tak silnie oddziałuje na wyobraźnię, że zapachy drapią w nosie, chłód przenika ciało, w ustach czuje się suchość i serce przyspiesza? Jestem pod wrażeniem książek, które umieją mnie poruszyć. Nie chodzi mi o wywracanie żołądka do góry nogami, chociaż na pewno niektóre opisy wywołały takie uczucie, tylko o zręcznie zbudowaną fabułę, bohaterów, którzy doznali w życiu takiej krzywdy, że nie umieją poradzić sobie z wylewającą się z nich chęcią zemsty. To jest straszne i pokazuje, jak niezgłębiona jest ludzka psychika!
Do tego ból mola książkowego, który mówi, że pójdzie spać, kiedy przeczyta „jeszcze tylko jeden rozdział”. Autor pastwi się nad nami! Rozdziały są tak krótkie, że nie sposób przeczytać tylko jednego!
I choć mam dość słodowej whiskey Roberta, nie umiem sobie wyobrazić Carlosa w puchatym sweterku, to mimo wszystko chcę o nich czytać więcej i więcej! 🙂
Zdecydowanie to nie jest książka dobra do podusi, bo noc (jak napisała jedna z moich przedmówczyń) tylko potęguje lęki, które skrupulatnie są z nas wydobywane.
Bo gdzie seryjnych morderców dwóch, tam braknie Ci słów.