Więc zaczęła śnić jego snami. Żyć jego życiem. Bo była w tym dobra, a ludzie chcą robić to, w czym są dobrzy. Chcemy, żeby ktoś wiedział, że jesteśmy tutaj. Że to ma znacznie.
Twórczość Backmana bezbłędnie trafia w moją wrażliwość i daje mi do myślenia, kiedy podczas lektury mam możliwość zanurkować miedzy wierszami, patrząc głębiej niż tylko na powierzchowną historię. Tym razem też można zobaczyć tylko opowieść o jakiejś starej, zrzędzącej jędzy, która potrafi tylko sprzątać i zawracać głowę. Można też widzieć tylko piłkę nożną i biadolić, że to nie jest książka dla mnie, bo nie jestem fanką tego sportu. Ale można też obrać tę pierwszą skórkę słów, dostrzegając, że warstw jest więcej i wtedy już nic nie będzie takie samo…
Bo życie to coś więcej niż buty, w których się chodzi. Więcej niż to, kim się jest. To wspólnota. Części siebie w kimś innym. Wspomnienia i ściany, i szafki, i szuflady z przegródkami na sztućce, o których się wie, gdzie co leży.
Sześćdziesięciotrzyletnia Britt-Marie jest dziwakiem. Upierdliwym pomyleńcem. Irytującą starą babą, której nawet nie ustępuje się miejsca w autobusie, bo i tak ma się wrażenie, że coś będzie nie tak, nawet jak zajmie upatrzony fotel. Kiedy pojawia się w urzędzie pracy, po tym jak większość życia spędziła w domu porządkując swoją szufladę na sztućce i posypując proszkiem do pieczenia materace, wciąż żyjąc w cieniu Kenta – męża, który po czterdziestu latach małżeństwa zrobił skok w bok, daje się we znaki obsługującej ją kobiecie. Britt-Marie bynajmniej nie jest uprzedzona co do jej fryzury, do lanczu o niewłaściwej porze, do używania długopisu zamiast ołówka, kiedy sporządza się listę na dzień następny. Bynajmniej. Ona po prostu chce mieć znaczenie, bo jak nikt się tobą nie przejmuje, to sąsiedzi znajdą twoje ciało na podłodze (nie daj Bóg brudnej!) dopiero, kiedy zacznie śmierdzieć. A Britt-Marie boi się śmierci.
Nawet soda oczyszczona nie poradzi sobie ze śmiercią.
Sześćdziesięciotrzylatka nie miała łatwego życia. Ciągle była tą drugą. W domu, żyła w cieniu siostry, wciąż słuchając jakim jest nieudacznikiem. W małżeństwie – w cieniu Kenta, który zauważył, że jej nie ma, kiedy nie miał kto przygotować mu koszul do pracy, a on nie miał zielonego pojęcia, gdzie jest żelazko. I oto staje przed szansą na zmianę. Musi opuścić miasto i udać się do zabitej dechami wiochy – Borg, gdzie praktycznie wszyscy stracili nadzieję na zmianę. Czy Britt-Marie będzie ich promienną historią?
Futbol to dziwna gra, ponieważ zmusza życie, aby toczyło się dalej.
Nie sądziłam, że tak zręcznie można wpleść w historię o kobiecie, która więcej lat przeżyła, niż ma przed sobą, zagadnienie piłki nożnej. Szczerze powiedziawszy, gdyby ktoś mi powiedział, że to będzie opowieść o futbolu, to w życiu nie sięgnęłabym po tę lekturę. Ale Backman jest mistrzem w swoim fachu. On użył tego sportu jako inteligentnej metafory życia. Kluby sportowe i kibicowanie im przyrównał do dróg, jakie obieramy. Pójściem na łatwiznę jest postawić na pewniaka. Znacznie więcej miłości i zaangażowania wymaga dopingowanie przegrywających, dostrzegając każdy gol, jako symbol zwycięstwa.
Wszystkie słowa wypowiedziane do niego są jak mieszkanie w hotelu, nowe, dziwne i ostrożnie szukające po omacku na ścianie kontaktów, które włączają inne lampy niż te, które chciało się zapalić.
Ale to nie jest tylko opowieść o Britt-Marie. Bynajmniej nie jest to historia sztywna i wykrochmalona z wszelkiego humoru. Poznajemy Ktośkę – jeżdżącą na wózku właścicielkę urzędu pocztowego-pizzerii-warsztatu samochodowego, Bank która niedowidzi, ale bezbłędnie przypadkiem trafia laską tak, żeby bolało, Omara, Vegę i Samiego – rodzeństwo nie do zdarcia, Pirata Bena który przynosi Faxin zamiast kwiatka, Svena – który czeka na pukanie do drzwi, szczura – który je snikersa i wiele innych osób, które sprawiają, że opowieść o starszej kobiecie porusza i wzrusza, do tego często majstruje przy kącikach ust, dźwigając je do góry.
Polecam każdemu, kto lubi rozsmakować się w lekturze, pomyśleć, poszukać czegoś więcej w tej plątaninie celowo powtórzonych wyrazów, często na pierwszy rzut oka wydających się nie pasować do reszty zdania i poetyckim języku, z którego słynie Backman. Znów stworzył postać, którą możemy poznać od podszewki, bulwersować się tym, co ją wkurza, ponieważ tak rzadko kiedy była dla kogoś ważna, która „nie umie w ludzi”, bo żyła w ich cieniu.
Rewelacja!
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Sonia Draga! 🙂