Czy można napisać wciągającą historię o nołlajfie, pseudoemo z babcią na karku, tajemniczym studencie arabistyki i o siedemnastolatce wiecznie mającej u swojego boku dzieciaka? Czy da się do tego dołożyć piasek, klimat, szum fal i niebo nad Egiptem, żeby nie zrobić z tego niezjadliwej i płytkiej młodzieżowej kaszany?
Zwykle łatwiej stwierdzić, że zabłądziliśmy, niż gdzie jest ta właściwa ścieżka.
Historia z pozoru banalna, bo Anastazja zwana Nene (przez notorycznie uwiązanego u jej nogi Cieszka) a w szkole Anką, podsuwa rodzicom pomysł wyprawy do Egiptu podczas ferii. Pewnie nigdy by na tak szalony pomysł nie wpadła, gdyby nie Damian – przystojny komputerowy zapaleniec mocno uzależniony od gier, który wybiera się tam z rodzicami. Oczywiście facet nie wie, że Anka czuje do niego miętę, bo traktuje ją jak powietrze (i to nie w sensie, że nie może bez niej żyć). No i tu pewnie sporo osób pomyśli: „ale to już było! Na pewno ją zauważy, zakocha się w niej, ona go zmieni, tralala i będzie cud, miód, pustynny piasek i orzeszki”. A autorka mówi: „guzik, czytajcie dalej”.
Był to żal podobny temu, jaki odczuwa skrzypek, kiedy widzi stradivariusa w rękach bogatego beztalencia, a wie, że on sam o takim instrumencie może co najwyżej pomarzyć.
Kiedy docierają do Egiptu, wśród współtowarzyszy wyprawy dostrzegają ubraną po uszy, do tego na czarno i z czarnym włosiem, Klusię… przepraszam Klarę, wraz z babcią Klary Klarą (wnusia ma to samo imię i nazwisko co babusia). Dziewczyna babci zawdzięcza wyjazd, opiekuje się nią i jest na jej każde skinienie (od razu stanęła mi przed oczami postać Pauliny z „Ani z Zielonego Wzgórza”, która zajmowała się starą matką, zapominając całkowicie o sobie). Tylko po co jest taka wyubierana i nie chce popływać w morzu, mimo przyjemnej temperatury?
Dopóki sama nie zrozumiesz, kim jesteś i ile jesteś warta, będziesz tylko ranić. A możesz uszczęśliwiać.
Jest też Albert, dwudziestodwuletni opalony katolik, który całkiem nieźle dogaduje się z tubylcami, do tego cieszy się każdą chwilą. Jest przystojny, inteligentny, ma rozległą wiedzę, umie pocieszyć, wysłuchać, pomóc… no mężczyzna idealny. Klusi od razu wpada w oko, jednak dziewczyna nie wierzy w siebie, więc dołącza do chóru ukradkowych westchnień, w którym prym wiedzie Anka. Albert jest też niewątpliwie pożyteczny dla czytelnika, bo przy scenach z jego udziałem (chociaż myślę, że każdy bohater był dla mnie tematem przemyśleń) refleksje wręcz człeka napadają, wwiercają się w niego i kołaczą się w sercu, nawet po skończeniu lektury.
Niby te wszystkie rzeczy, które się nam zdarzają, to suma przypadków i dziwnych, czasem nieszczęśliwych zbiegów okoliczności, ja jednak wierzę, że jest w tym jakiś porządek. Albo raczej że ten porządek cały czas się tworzy. Nawet z naszych błędów i głupot. Z tego chaosu też da się wyprowadzić kosmos, czyli piękno ładu.
I wydawałoby się, że Anna Łacina stworzy coś w stylu wakacyjnego romansidła, tylko w czasie ferii, że postacie będą bladolice i bez wyrazu, a tu zaskoczenie! Każdy bohater ma w sobie coś, co go uwiera, co sprawia, że nie jest do końca szczęśliwy. Jeden ma strach, drugi wspomnienia, trzeci na swoich barkach dźwiga nie swoją odpowiedzialność, czwarty zafiksował się w swoim egoizmie… a w tym wszystkim są piękni i wartościowi. Czy ten dwutygodniowy pobyt w ciepłym kraju pozwoli na spojrzenie wgłąb siebie? Czy wraz z piaskową burzą, prawie utonięciem i lekarstwami, przyjdzie chęć zmiany? No i wreszcie kto z kim? 😉
Patrząc na to, co się dzieje (ot chociażby w grze Sims 4) i jakie obecny świat promuje wzorce dla młodych ludzi, z drżeniem sięgam po młodzieżówki, bo spodziewam się zbyt rozbudowanej warstwy seksualno-erotycznej, związków homoseksualnych, propagowania ateizmu i w ogóle nacisku na beztroskę, lajtowość i brak odpowiedzialności. Anna Łacina serwuje coś wyjątkowego, coś co chciałoby się polecić nastolatkom, a nawet dorosłym, bo po prostu jest MĄDRĄ LEKTURĄ. I właściwie nie trzeba dodawać nic więcej. Autorce udało się przemycić zarówno subtelne nutki religijne (które nie walą po oczach i nie krzyczą: „nawróć się!”, tylko przemawiają do wrażliwości i kto wie, może poruszą co wrażliwsze sumienie), do tego młodzieżowy slang i styl bycia, które pozwalają wczuć się w rolę nastolatka i spojrzeć na problem jego oczami, a na dodatek sprawić, że historia okaże się tak wciągająca, że nie sposób się od niej oderwać. Jestem naprawdę pod wrażeniem, bo wzruszyła mnie ta lektura (pokleiłam ją kilkunastoma zakładkami, bo sporo zdań dało mi do myślenia, a to porównanie do tratwy na plecach i ta historia o banknocie – rewelka!), a kompletnie się tego nie spodziewałam po czytadle skierowanym do młodszej grupy wiekowej. Szczerze polecam, bez względu na etap życia, w którym się znajdujemy. Ja zdecydowanie sięgnę jeszcze po inne książki tej autorki, bo strasznie mnie ciekawi czy w innych jej dziełach z podobnym majstersztykiem łączy przyjemność z lektury z głęboką refleksją. 🙂
Za mnóstwo wrażeń, dzięki lekturze wędrującej w Book Tourze dziękuję organizatorce Marcie z WYMARZONA KSIĄŻKA i Wydawnictwu Nasza Księgarnia
Wciąż książka może i do Ciebie zapukać listonoszem, bo zapisy są cały czas otwarte (kliknij w baner)! 🙂
Książka bierze udział w wyzwaniach:
6 czyli sześć tytułów, które polecisz innym, bo wbiły cię w fotel w 2016 roku (9)
- 8. trzy pokolenia rodziny w jednej powieści