Czy jeśli jesteś w cudzym domu, nie masz czasem ochoty zerknąć do szuflady, żeby zobaczyć co też jest ukryte przed ciekawskim okiem? A czy kiedy ktoś, czytając w twojej obecności e-maila, uśmiecha się, a może nawet zaśmiewa, czy nie korci cię, żeby łypnąć okiem na jego treść? Czy kiedy listonosz się pomyli i do twojej skrzynki trafi list, który nie jest zaadresowany do ciebie, czy gdzieś w głębi serca nie chciałbyś/chciałabyś go otworzyć? Czy nie ma w tobie żyłki wścibskości i może nieco niezdrowej ciekawości, żeby zerwać czyjś owoc, nawet gdyby on był dla ciebie zakazany? Jeśli choć na jedno pytanie odpowiedziałeś/łaś twierdząco – wyrusz na poszukiwanie Bernadette! 🙂
Bee, niezwykła piętnastolatka, błyskotliwa, inteligentna i utalentowana, która urodziła się jako wcześniak z wadą serca, jest naszą przewodniczką, a jej opowieść klamrą spinającą najróżniejsze listy, faksy, świstki, papiery i papierzyska, pozwalającą nam poznać zarówno rodzinę Branchów, jak również tytułową bohaterkę książki Marii Semple, Bernadette Fox. Odbieramy ją jako zobojętniałą osobę z tendencjami aspołecznymi (ludzie ją irytują, boi się Kanadyjczyków), która czuje się komfortowo spędzając samotnie czas, najlepiej w niewielkich pomieszczeniach (przyczepa kempingowa), bez potrzeby zażywania ruchu na świeżym powietrzu (większość rzeczy udaje jej się załatwić przez internet, zwłaszcza korzystając z pomocy asystentki z Indii). Elgin, mąż Bernadette, nie jest lepszy. Całymi dniami przesiaduje w Microsofcie, jego zaangażowanie w pracę ociera się o pracoholizm, rodzina zdecydowanie spychana jest na drugi plan, bo priorytetem jest zarobienie na jej utrzymanie. A w tym wszystkim jest jeszcze mała Bee, która wpada na pomysł wspólnej wyprawy na Antarktydę (życzy sobie tego, jako nagrodę za znakomite wyniki w nauce). Czy w ogóle ta podróż dojdzie do skutku?
Nudzicie się. A teraz zdradzę wam pewien drobny sekret o życiu. Myślicie, że teraz jest nudno? No cóż z upływem czasu będzie jeszcze gorzej. Im wcześniej się nauczycie, że tylko od was zależy, czy w życiu dzieją się interesujące rzeczy, tym lepiej na tym wyjdziecie.
Autorka znakomicie uwypukla przywary otoczenia. Za płotem mamy „gza”, który wszem i wobec demonstruje swoją pępkoświatową pozycję społeczną, próbując do prestiżowej prywatnej szkoły przyciągnąć rodziców-mercedesy, branża informatyczna i środowisko Microsoftu również dostaje po łapkach, nie tylko ze względu na swój projekt „Samantha 2”. Sample sprowadza na środowisko w którym żyją Branchowie niezłą karykaturalną ulewę, nie pozostawiając suchej nitki na personach, które poznajemy w tej książce. Wyśmieje wszystkich. I jeszcze w jakim stylu! Różnorodność przekazów i form, która przybliża nam bohaterów, jest ogromną zaletą tej lektury, bo oprócz wywołania radości i napadów chichrania podczas czytania, skłania do refleksji. E-maile wymieniane przez rodziców Bee, odręczna korespondencja „gza” z ogrodnikiem, rachunek ze szpitalnej izby przyjęć, dokumenty FBI, artykuły o karierze zawodowej Bernadette, raporty pisane przez psychiatrę – to tylko niektóre skarby, które wykopiemy z szufladek komody pilnie strzeżonej przez wierną Lodzię.
Serce zabiło mi mocniej, ale to nie był zły znak – na przykład, że zaraz umrę. To było pozytywne bicie, jakby ktoś zapukał do drzwi mówiąc: „Dzień dobry, mogę w czymś pomóc? Jeżeli nie, to proszę się odsunąć, bo zamierzam dać życiu solidnego kopniaka w tyłek”.
„Największy sukces Marii Sample leży w ciętym humorze, błyskotliwych dialogach i talencie do obnażania jednostek stukniętych i ekscentrycznych” – zgadzam się z opinią Magazynu Elle. Książkę czyta się bardzo dobrze (gratulacje dla pana Macieja Potulnego za tak płynne tłumaczenie!), bo zaserwowano nam dreszczyk emocji, zaskakujące zwroty akcji i ciekawą historię, od której trudno się oderwać.
Tej „Gorzkiej czekolady” nie da się jeść po kosteczce. Nim się obejrzysz, zniknie cała tabliczka, a Tobie pozostanie posmak dobrej lektury! 🙂
Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina! 🙂