Mam nadzieję, że ty i ja wykażemy się taką samą determinacją, odwagą i wytrwałością, żyjąc naszą wiarą i stosując ją w działaniu, tak byśmy byli błogosławieństwem dla innych ludzi.
Nick Vujicic nie ma rąk, ani nóg. Od zawsze. Niepełnosprawność jednak nie odebrała mu pogody ducha, ani chęci do urozmaicania swoich dni (Vujicic surfuje, pływa, podróżuje, jest szczęśliwym mężem i ojcem – po prostu żyje pełnią życia!). Odkrył, że jego kalectwo wcale nie musi go ograniczać, a wręcz może okazać się pomocne w ewangelizacji (nie da się ukryć, że to charakterystyczna persona, a co za tym idzie rozpoznawalna), a to, jak on radzi sobie z problemami, będzie motywacją dla zagubionych i narzekających. Pokazuje ludziom potęgę wiary w działaniu.
Ta książka jest takim trochę poradnikiem, który powstał na podstawie pytań zadawanych przez ludzi, z którymi się spotyka się Nick. Opowiada o jego recepcie na sukces w różnych dziedzinach życiowych: o radzeniu sobie z trudnościami, gdy dotkną nas kryzysy osobiste i wpadniemy w dołek który będzie tak głęboki, że sami nie będziemy w stanie się z niego wydostać; o miłości i jej poszukiwaniach, niezależnie od tego jak wyglądamy i ile mamy lat; o walce z niesprawiedliwością, odrzuceniem. Vujicic ma na to wszystko jedną radę – nie tylko się modlić, ale przede wszystkim wiarę stosować w praktyce i dać sobie pomóc.
Jeśli masz wiarę, nie potrzebujesz na nią dowodów – po prostu żyj jej treścią.
Na swojej drodze Nick spotyka ludzi, którzy zmieniają jego życie. Nie chodzi tu tylko o jego piękną żonę (mamy w książce sporo zdjęć zarówno Vujicic’a, jak i jego Kanae – trzeba przyznać, urodziwa istota :)), ale także o tych, którzy modlą się razem z nim i swoją postawą go ubogacają. W każdym rozdziale opisane są historie, których świadkiem był Nick: poznamy Felipe, Phila chorego na stwardnienie zanikowe boczne, Michelle i jej córkę Grace mającą trudności z poruszaniem się, Rebekę przytłoczoną dojmującym smutkiem z powodu śmierci najbliższych, samookaleczającego się Terriego, i wiele innych osób, które spotkał Nick i pokazał potęgę wiary w działaniu.
(…) jednym z najlepszych sposobów na uwolnienie się od bólu związanego z doświadczeniami z przeszłości jest zastąpienie poczucia krzywdy wdzięcznością.
Dużo jest o Bogu wprost, czasem to nieco trąca stylem ambonkowym i typowym religijnym sloganem, za którym nie przepadam. Nick również przytacza fragmenty Pisma Świętego, pasujących do opisywanych przez niego historii. Widać, że gość wierzy całym sobą i czuje ogromną potrzebę ewangelizacji. To piękna postawa, zwłaszcza w czasach, kiedy najłatwiej przychodzi narzekanie na Kościół, a Bóg jeśli nie jest dobrą wróżką i nie proponuje prostych rozwiązań, to spychany jest w kąt.
Z autobiografiami i pamiętnikami mam tak, że ni w ząb nie wiem, jak je oceniać, wszak trudno historię czyjegoś życia sprowadzać do ilości przyznanych gwiazdek na przykład na lubimyczytac.pl. Pod jakim kątem mam patrzeć? Przez pryzmat swojego podwórkowego lusterka, czy może na tle jakiejś społeczności? Hmm, a może dawać ocenę za umiejętność „sprzedania” mi tej historii, za oprawę graficzną, skład i łamanie tekstu? <drapie się po głowie> To zdecydowanie nie jest bułka z masłem.
Tę książkę można przeczytać szybko, bezmyślnie i po łebkach, tylko chyba nie taki był zamysł autora. Ja do tej lektury będę wracać wielokrotnie, zwłaszcza, gdy armia kompleksów, uzbrojona w tarcze niskiej samooceny, wypełznie na wierzch, mącąc mi obraz samej siebie i zacznie farbować świat czarnymi barwami. Nick wtedy będzie krzepiącym światełkiem w tunelu. 🙂