Poirot był drobny, niski i miał bardzo dziwaczną powierzchowność. (…) Schludność jego ubioru była wręcz nieprawdopodobna; sądzę, że pyłek na rękawie sprawiłby małemu Belgowi więcej bólu niż rana zadana pociskiem karabinowym. (…) Jako detektyw uchodził za gwiazdę pierwszej wielkości i niejednokrotnie wykrywał zbrodnie sensacyjne i na pozór nie do wykrycia.
Jak oliwa sprawiedliwa, tak w 1920 roku Poirot na karty powieści kryminalnych wypływa. To pierwsza powieść Christie, gdzie pojawia się wątek kryminalny i wąsaty jajogłowy detektyw, który poruszy serca i umysły wielu, bo szare komórki trzeba ćwiczyć, przyjacielu.
Hastings (nasz narrator), inwalida wojenny cierpiący na brak bliskich krewnych i przyjaciół, który na zaproszenie swojego znajomego Johna Cavendisha, przybywa do Styles, żeby tam spędzić zasłużony urlop i zregenerować siły, jest świadkiem nie tylko morderstwa, ale również całej gamy uczuć serwowanych przez członków rodziny zmarłej pani Inglethorp, matki Cavendisha. Można powiedzieć, że od zawsze marzył o tym, by…
– Może wydam się pani komiczny… (…) Otóż w skrytości serca marzę od dawna, żeby zostać detektywem.
– Prawdziwym detektywem? Takim ze Scotland Yardu czy raczej Sherlockiem Holmesem?
– Oczywiście Sherlockiem Holmesem. Mówię poważnie. To pociągało mnie zawsze i pociąga. Na domiar złego w Belgii poznałem słynnego detektywa. Ten dopiero rozognił moje pragnienia. Cudowny człowiek! Twierdzi uparcie, że dobra robota w jego fachu polega tylko na właściwej metodzie. (…)
– Lubię dobre kryminały .- wtrąciła nagle panna Howard – Ale przeważnie to brednie. Sprawca ujawnia się w ostatnim rozdziale. Wszyscy są ślepi. Co innego prawdziwa zbrodnia. Wtedy od razu wiadomo.
Niestety, o czym Hastings przekona się wkrótce, przypadnie mu rola cienia i nieocenionego pomocnika wybitnego, światłego, niezwykle skromnego jegomościa, Herkulesa Poirota, który przebywał właśnie w Styles wraz ze swoimi rodakami (dzięki dobroci pani Inglethorp). Sprawa śmierci jego dobrodziejki będzie dla niego wyzwaniem, a jej rozwiązanie punktem honoru i treningiem dla szarych komórek jego jajowatej głowy. Testament, mnóstwo podejrzanych, miłosne intrygi, strychnina, czarna broda, a także kłamstwa przypiekane na ogniu w upalny dzień, będą gratką dla małego Belga, a także jego przyjaciela, aspirującego do roli detektywa.
– Czy to wariat, proszę pana?
– Uczciwie mówiąc, nie wiem. Czasami tak mi się zdaje, ale z najgorszych jego bredni wynika nagle, że w tym szaleństwie jest metoda.
Poirot bardzo rzadko brany jest na poważnie (zapewne z racji swojego nietypowego wyglądu i cudzoziemskości), chociaż z namaszczeniem podkreśla swoją wybitność i niezwykłą zdolność łączenia faktów, a także segregacji odpadów zbędnowątkowych i informacji nieistotnych. Jego logika i dedukcja doprowadzają sprawę do końca, przyczyniając się nie tylko do spokoju duszy zmarłej, ale także do szczęścia niejednej kobiety.
Wcale się nie dziwię, że Christie debiutując tą powieścią stała się tak poczytną autorką. Potrafiła nie tylko skonstruować misterną kryminalną intrygę, ale również znakomicie pokazać różnorodność ludzkich zachowań, napędzanych namiętnościami i żądzą pieniądza, niezmienną od 95 lat…
Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym: