Ja się nie wstydzę, ja jasnowidzę! – czyli „Czas żniw” Samanthy Shannon

Samantha Shannon „Czas żniw” (tom I)

Dystopie są specyficzne, bo oprócz kreowania niezbyt wesołej wizji świata przyszłości, wprowadzają mnóstwo rzeczy, terminów, pojęć, które w łepetynce człowieka z kulejącą wyobraźnią się po prostu nie pomieszczą, męcząc okrutnie i wyzwalając odruch lekturowo odstawczy. To rodzaj literatury, który nie trafi do każdego, bo po co szukać rzeczy ukrytych za symbolami, skoro można pożywić się zarumienioną niczym jabłuszko prostotą i bezpośredniością serwowaną na przykład przez przewidywalne obyczajówki? Czy Shannon, pisząc swoją debiutancką powieść w wieku 22 lat, potrafiła zgotować ucztę dla zmysłów? Czy pomysł, żeby wyruszyć w zaświaty i kontaktować się z duchami, był strzałem w dychę?

„Normalne” i „naturalne” to dwa największe kłamstwa, jakie kiedykolwiek stworzyliśmy. My, ludzie, z naszymi małymi umysłami.

Paige Mahoney jest odmieńcem (i to nie tylko dlatego, że nie jest ruda, jak większość temperamentnych głównych bohaterek ;)) i samo jej istnieje jest postrzegane jako wykroczenie. Należy do siódmej kategorii jasnowidzów, skoczków, i jest rzadko spotykanym, co za tym idzie niezwykle cennym śniącym wędrowcem ( ma możliwość aktywnego wpływania na zaświaty i opuszczania swojego ciała). Przynależy do Siedmiu Pieczęci, dowodzonych przez mim-lorda Jaxona (jest jego faworytą i najcenniejszą „zdobyczą” pośród innych jasnowidzów pod jego pieczą), które zajmują się pozyskiwaniem informacji, niekoniecznie w legalny sposób. Teoretycznie jednak nasza bohaterka pracuje w barze z tlenem, żeby nie wzbudzać podejrzeń, zwłaszcza wśród ślepców (tak nazywani są mieszkańcy Sajonu, który nie posiadają zdolności jasnowidzenia).

Pewnego zapracowanego dnia dochodzi do nieszczęśliwego wypadku (Mahoney nie do końca kontroluje swoją „moc”), za co Paige zostaje zesłana do kolonii karnej Szeol I gdzie rządzą Refaici (rasa zamieszkująca Międzyświaty, biologicznie nieśmiertelna). Rozpoczyna się sezon dwudziestych żniw, buduje się armia, która będzie pożywką dla nieśmiertelnych jak również dla Emmitów, zagrażających Refaitom. Rodzą się przyjaźnie, zacieśniają się więzy, zaczyna się odwieczna walka dobra ze złem. Ale kto jest dobry, a kto zły? Czy można zaufać Refaicie? Czy uda się przeżyć w tych surowych warunkach, najeżonych zakazami?

Zdaję sobie sprawę, że mój opis brzmi jak czarna magia i wydaje się niezwykle skomplikowany. Na początku powieści miałam wrażenie, że jestem za głupia do tej książki i że nie zrozumiem co się do mnie pisze. Zaserwowano nam jednak szalenie pomocne objaśnienia zarówno na początku, jak i na końcu lektury, które rozwiewają większość wątpliwości i rozjaśniają niejasne punkty wykreowanego przez Shannon świata, który jest tak złożony, że mój podziw dla autorki wzrastał ze strony na stronę! Nieco ścierpła mi skóra, kiedy przeczytałam, że będzie tam mowa o duchach. Strasznie, podkreślam STRASZNIE, nie lubię horrorów, ani serwowania zjawisk paranormalnych, które mają jeden cel: sprawić, żebyś ze strachu narobił w gacie. Tutaj duchy nie są po to, żeby wyskakiwać z szafy i robić „buuu”, tylko są łącznikami, pomocnikami i zazwyczaj błąkają się, kiedy nad ciałem zmarłego nie wymówi się trenu (rodzaj modlitwy, która upewnia ducha, że wszystkie jego rachunki na ziemi są wyrównane i może ulecieć w zaświaty). Tworzą magiczny inny wymiar, do którego mało kto ma wstęp.

I to tylko jeden z wielu kawałków tej wielkiej rozbudowanej historii utkanej przez autorkę. Znalazło się miejsce na młodzieńczą miłość, fascynacje, ból po stracie przyjaciół, walkę o przetrwanie, a wszystko widziane oczami Paige. Postaci pierwszoplanowe są wyraziste (chociaż do tej pory mam problem z wyobrażeniem sobie Naczelnika, a to moja ulubiona postać!), akcja nie traci tempa, przez co trudno odłożyć książkę i ciągle pojawia się zaklęcie towarzyszące zaczytańcom: „jeszcze tylko jeden rozdział”. Obawiałam się, że Shannon potraktuje po macoszemu albo postacie, albo kreację świata (bo kurczę… to jej debiut, miała prawo coś spartolić! :P), a spotkało mnie miłe rozczarowanie, bo wszystko gra i śpiewa prawie bez dysonansów, zwłaszcza jak się wgryzie i przyswoi sobie ten fantastyczny świat.

Na podziw zasługuje tłumaczenie. Jestem pod wrażeniem, bo ogarnąć tak szczegółowe dzieło, zachowując jego sens i dostosowując angielskie nazwy, tak by brzmiały z należytym wydźwiękiem, to prawdziwa sztuka. Pani Reginie Kołek należą się podziękowania, zdecydowanie.

Więcej! Chcę więcej!

PS. Miało już nie być postów w tym roku, ale „Czas żniw” jest idealnym jego uwieńczeniem, więc wpis musiał się pojawić. 🙂

  • Opis jest rzeczywiście czarną magią i to nie dlatego, że jest Twój :), a dlatego, że nie rozumiem tego dystopicznego świata za nic… Nazwy, takiej jak Refaici, mim-lordzi, Sajon, itp. są mi totalnie obce i nie nadążam za nimi. Ja akurat horrory lubię, choć wolę te, w których niekoniecznie bohaterami są duchy. Tu duchy są jakoby łącznikami, ale ja tego nie czuję, może te objaśnienia mi coś by pomogły :), dobrze, że są. A najważniejsze, że wszystko w tej książce gra, a autorkę jest za co podziwiać. Nie napiszę, że się skuszę, bo chyba byłoby to oszustwem, ale Twoja recenzja jest naprawdę świetną rekomendacją, pozdrawiam serdecznie! 🙂

    • To już nie jest taka leciutka fantastyka, troszkę szare komórki muszą popracować. 🙂 Sam pomysł, jego realizacja się naprawdę kobitce udały, zwłaszcza, że to taka młódka! 🙂 Nigdy nie mów nigdy, Miłeczko. 🙂 Kto wie, może kiedyś z ciekawości wpadnie Ci w czytelnicze oko to „Żniwo”. 😉
      Wiele radości i zadowolenia w 2016 roku! A, i oczywiście zrealizowania zamiarów i planów czytelniczych! Uściski :*

    • Ja też Ci życzę samych pomyślności, sukcesów i spełnienia wszelkich marzeń w 2016 roku! Również ściskam! 🙂

  • Ciacho

    Rozważałem chęć przeczytania książki w czasie jej wydania. Będę musiał rozważyć to ponownie. 🙂 Wszystkiego dobrego w nowym roku, Stworku. 🙂

    • Rozważ, rozważ. 🙂 Po Twoich recenzjach wnioskuję, że takie rozbudowane fantastyczne światy nie są Ci obce, więc ten debiut Shannon powinien trafić w Twoje gusta. 🙂
      Dziękuję za życzenia. 🙂 Tobie również życzę pomyślności i samych dobroci. 🙂 Pozdrawiam serdecznie. 🙂

    • Ciacho

      Ano nie są obce, faktycznie, lubię taki bardzo. Obawiałem się po prostu nieznanej autorki, cegły i debiutu na dodatek. 🙂 Dziękuję. Pozdrawiam

  • Zdecydowanie, wielkie BUM! Tyle już słyszałam o tej książce, że najwyższa pora ją wypożyczyć 🙂
    Po Twojej recenzji Stworku… trudno mi się oprzeć, zapowiada się wspaniale, a że dawno nie czytałam żadnej książki z tego gatunku, dobrze zrobi mi mały „kejm bak”.
    Ścisk!

    • Czytaj Kryś, czytaj. 🙂 Zawsze to jakaś odmiana po rudych wiedźmach w stylu Gromyko. 😉
      Buziole! :*

  • Przewiduję (ależ ze mnie jasnowidz :)), że gdzieś na początku będę czuła się w tym świecie przez autorkę stworzonym zagubiona, ale liczę na to, że w miarę rozwoju akcji jakoś się odnajdę. Przeczytam na pewno, bo już czeka na półce i liczę na to, że mi się spodoba i docenię ją tak jak Ty 🙂

    • O, skoro czeka na półce, to jest szansa, że się na nią skusisz. 🙂 Bardzo jestem ciekawa, jak ją odbierzesz. Nie zniechęcaj się milionem nazw, są do ogarnięcia i tworzą klimat tego ciekawie wykreowanego świata. 🙂 Miłego zaczytania! 🙂

  • Ola

    Zastanawiam się czy w ogóle kiedyś czytałam coś tego gatunku. Muszę koniecznie się przekonać… Widzę, że czytasz „Bóg rzeczy małych”. Bardzo jestem ciekawa czy Ci się podoba. Czekam na recenzję z niecierpliwością. I pozdrawiam w Nowym Roku:)

    • Proponowałabym nie zaczynać od „Żniw”, tylko od czegoś bardziej lekkostrawnego, jak np. „Igrzyska śmierci” albo trylogia „Legenda” Marie Lu. Tutaj nagromadzenie pojęć na początku zraża i jak się człek nie wgryzie w klimat, to może być męcząco. 🙂
      „Boga” czytam już od jakiegoś czasu, mam w planach go wkrótce skończyć, chociaż nie jest to proste, jak się czyta kilka książek równocześnie. 😉
      Dziękuję za pozdrowienia! 🙂 Również przesyłam serdeczności i życzę Ci wielu sukcesów w 2016! Niech nie zabraknie książek, czasu i chęci, nie tylko na czytanie. 🙂

  • Niebieska zakładka

    Naprawdę podobał Ci się „Czas żniw”? Ja wymęczyłam się na tej książce, jak mało na której. 🙂 Choć uważam, że sam pomysł na fabułę jest ciekawy, to jakoś totalnie nie mogłam się wgryźć w świat Shannon. Może po prostu dystopie nie są w moim stylu. 🙂 Pozdrawiam i przy okazji życzę wszystkiego najlepszego w nowym 2016 roku. 🙂 Oby czas wolniej płynął, a w ręce wpadały Ci same dobre książki. :-))

    • Kiedy już wygryzłam się w te pierdyliard nazw i pojęć, to doceniłam zarówno pomysł jak i wykonanie. Zastanawiam się, czy „Żniw” nie trzeba czytać wypoczętym okiem, które błyskawicznie kojarzy użyte przez autorkę nazwy, a przede wszystkim nie brać jej na widelec jako rozpoczęcie przygody z fantastyczno-dystopijnymi utworami.
      Akurat ta dystopia to taki poziom dość zaawansowany, więc myślę, że nie ma co skreślać ogólnie tego rodzaju utworów. 🙂 Zdecydowanie bardziej lekkostrawne są „Igrzyska śmierci” czy chociażby trylogia „Legenda” Marie Lu. Pewnie gdybym przygodę z dystopiami zaczynała od „Żniw”, to miałybyśmy podobne zdanie.
      Także Zakładeczko, nie zrażaj się i sięgnij choć po jeszcze jedną książkę tego gatunku. 🙂
      Serdecznie pozdrawiam i życzę ogromu radości i szczęścia w 2016 roku, dziękując jednocześnie za piękne życzenia. 🙂 Niech nam się spełniają! 🙂

  • Agnieszka K.

    Tym razem to zupełnie nie moja bajka, nie sięgam po fantastykę, dystopie to też nie moje klimaty ;)) Chociaż piszesz o tej książce w taki sposób, że chciałby się sięgnąć i poznać, ale ja odnoszę wrażenie, że zwyczajnie nie potrafię zrozumieć takich książek, może moja wyobraźnia jest po prostu marna, bo nie odnajduję się w tych fantastycznych światach ;)) Chociaż skusiłam się na „Plagę samobójców” – zaintrygowała mnie fabuła 😉 Zobaczymy, co z tego eksperymentu wyjdzie ;)) Pozdrawiam ciepło :*

  • Pamela Janik

    Jedna z moich ulubionych książek. Kontynuacja jest jeszcze lepsza!

    Pozdrawiam,
    http://www.mocnosubiektywna.blog.pl