Książkę „Lot nad Pawilonem X” dostałam na czternaste urodziny. Byłam wtedy w fazie niezwykle wyczulonej na wątki romantyczne w książkach (do tej pory serducho mi się cieszy i uważam to za atut, kiedy w lekturze/filmie pojawi się historia miłosna :)), zaczytywałam się w serii „Nie dla mamy, nie dla taty, lecz dla każdej małolaty” wzdychając i wzruszając się losami prezentowanych w tych książkach bohaterów. Powracam do tej lektury mając prawie dwa razy tyle lat. Jak ją odebrałam teraz?
Nie wiem jak to się stało, ale do tej pory nie znam pierwszej części tej historii, czyli „Zatrzymajcie świat, chcę wysiąść!”. Zdecydowanie wystarczało mi poznanie Ewy, głównej bohaterki, na kartach tej powieści (dziewczyna wspomina wielokrotnie co się wydarzyło w jej życiu, zanim trafiła do tytułowego Pawilony X, więc można się domyślić jej losów sprzed kilku lat), bo obawiam się, że nasza zbyt długa znajomość byłaby ciężkostrawna. O tym za chwilę.
Bo melodia świata wcale nie jest wzniosła i piękna. Czasem potrzebuje dysonansu. Nuty wprowadzającej zgrzyt. Tylko po to, żebyśmy nie zaśmierdzieli w stagnacji. Wieczny ruch to mądrość czasoprzestrzeni. Żeby nie było bezpowrotności bytu. Jak nasz tutaj. W Pawilonie X.
Czym jest tytułowy Pawilon X? To miejsce, w stylu pensjonatu, dla młodych ludzi z problemami. Nie jest to typowy szpital psychiatryczny (w każdej chwili można opuścić to miejsce, tylko nie będzie już do niego powrotu), choć mamy tu przypadki różnych fobii i innych blokad wewnętrzno-zewnętrznych, które uniemożliwiają normalne funkcjonowanie i życie w społeczeństwie (myślę, że inspiracją był”Lot nad kukułczym gniazdem” Kena Keskey’a). Poznajemy Fredkę (bulimiczkę), Lenorę (ślepo wierzącą reklamom), Alberta (przeżył wojnę w byłej Jugosławi), Michała (utalentowany fagocista, który nie może przestać miętosić kulki ciasta) i Rafała (zdrapującego politurę z wszystkiego, łącznie z sobą). Pojawia się także postać Wiktora (dziecko milionerki, komputerowy geniusz) i jego goryla Mateusza. Ta plejada osobliwych postaci będzie dostarczać nam wrażeń, zarówno odgrywając role w tworzonej w Pawilonie sztuce teatralnej, jak również na poletku kryminalnym i sensacyjnym.
[…] z marzeniami jest tak jak z urodzinowym tortem: trzeba go skonsumować, wypluwając świeczki.
Oczywiście pewnie byłoby nudniej, gdyby nie Ewka – prawie dwudziestoletnia dziewica, notorycznie latająca bez stanika pod koszulką, borykająca się z wizjami żółtodziobego ptaka (które prześladują ją odkąd była świadkiem zamachu terrorystycznego w samolocie), nie mogąca usiedzieć na tyłku blondynka, która chcąc nie chcąc pomaga osobom, z którymi się styka (to na pewno zasługa jej dziewiczych mocy! 😛 ). Pewnego wieczoru za jej plecami wyrośnie mężczyzna, który obróci ją ku sobie (podziwiając zapewne kusą koszulkę z Kaczorem Donaldem i wspomniany przeze mnie brak stanika) i gorącymi pocałunkami zawróci jej w głowie, dodając pawilonowej historii szczyptę erotyzmu i pikanterii. Czy Ewka zdecyduje się pójść z nim do łóżka? Co ten zalotnik ma do zaoferowania, prócz namiętności i sprawnego pe… perfekcyjnego ciała? 😛
Krystyna Boglar serwuje nam całkiem przyjemną opowieść, dbając o to, żeby przemycić wartościowe kwestie, dodać porywy serca i wpleść w to jeszcze wątek kryminalny. Wszystko tworzy spójną całość, którą dobrze i szybko się czyta. Mając lat czternaście pochłaniałam tę lekturę z wypiekami na twarzy, teraz powracam do niej z sentymentem i uśmiecham się, bo dostrzegam rzeczy, które były mi zupełnie obce w dzieciństwie (jak chociażby nazwiska Junga, Freuda czy Adlera i wzmianki psychologiczne, teraz o wiele bardziej zrozumiałe). To niezła młodzieżówka, która nie tylko łechta czytelnika spragnionego wątku miłosnego, ale przede wszystkim rozszerza horyzonty i pokrzepia zagubionego nastolatka (i nie tylko!), pokazując, że problemy można rozwiązywać, wystarczy tylko otworzyć się i dać sobie pomóc. Zwłaszcza odpowiedzialną miłością. 🙂